DERMO FUTURE PRECISION ZESTAW PREZENTOWY REGENERUJĄCA KURACJA Z WITAMINĄ C i PŁYN DO DEMAKIJAŻU Z MICELAMI WITAMIN

DERMO FUTURE PRECISION ZESTAW PREZENTOWY REGENERUJĄCA KURACJA Z WITAMINĄ C i PŁYN DO DEMAKIJAŻU Z MICELAMI WITAMIN


Jakiś czas temu dzięki Michałowi - autorowi bloga Twoje Źródło Urody w moje łapki Hello Kitty trafił pewien uroczy zestawik prezentowy " TWÓJ ZESTAW DLA PIĘKNEJ SKÓRY" firmy Dermo Future Precision :) . 

W skład zestawu wchodzą: Regenerująca Kuracja z Witaminą C 20ml i Płyn do demakijażu z micelami witamin 150ml opakowane w uroczą czerwoną kosmetyczkę ( idealną na święta i pod kolor Mikołajowego Ubranka :D


Powiem Wam, że gdy tylko do mnie trafił wzbudził moje "Ochy" i "Achy" już właśnie tą kosmetyczką, bo bardzo lubię tego typu "prezenty" ( Hello Kitty lubi ładne opakowania Mrau....), oprócz tego zawartość idealnie wpisuje się w moją pielęgnację i z chęcią będzie mi towarzyszyć w czasie wyjazdów.


Płyn micelarny przede wszystkim zaskoczył mnie na plus tym, że wewnątrz pływają " niebieskie kulki" , które po potrząśnięciu przypominają mi śnieżek :D - nic tylko lepić bałwanka :D . Kulki nie są "twarde" po nasączeniu wacika rozpuszczają się są absolutnie niewyczuwalne i nie drażniące dla oka:)


Płyn jest bardzo przyjazny dla wrażliwej okolicy oka - nie powoduje przede wszystkim łzawienia i obrazu "mgły" w czasie używania ( nawet jak trochę dostało mi się do oka to nie oślepłam), a dla mnie jest to najistotniejsze w tego typu preparatach. Do tego bardzo dobrze radzi sobie z usuwaniem makijażu , a także ma przyjemny nieco kremowy zapach. Ma praktyczne zamykane na <klik> opakowanie i ładną minimalistyczną szatę graficzną.



Regenerująca Kuracja z Witaminą C należy do mojego ulubionego rodzaju kosmetyków a więc zawierających witaminę C ( w czystej postaci) w bardzo dużym, bo aż 30% stężeniu. Jest to najwyższe dostępne stężenie na rynku. Jak wiecie witamina C jest bardzo niestabilna i wyższe stężenia po prostu się rozpadają. W INCI Ascorbic Acid jest na 2 pozycji zaraz po wodzie czyli BARDZO WYSOKO! Inną zaletą jest oczywiście obecność kwasu hialuronowego ( nic tak dobrze nie nawilża skóry jak on) oraz wybielającej Arbutyny.


Preparat otrzymujemy w nieprzezroczystej buteleczce z ciemnego szkła - witamina C rozpada się pod wpływem światła, ciemne szkło chroni jej stabilność. Pipetka nie przecieka i nabiera odpowiednią ilość substancji. 20ml jest to odpowiednia objętość, żeby zmieścić się w czasie kiedy witamina C ulegnie rozpadowi. Pamiętajcie też, że tego typu preparaty "z czystą" postacią witaminy C powinny być trzymane w lodówce - zimno chroni przed rozpadem.


Kuracja ma lekką wodnisto-olejową przezroczystą konsystencję , która bardzo dobrze i szybko wchłania się bez uczucia ściągnięcia . Bardzo polubiłam ten produkt ze względu na to, że nie zostawia tłustego filmu na twarzy, ani nie podrażnia mi skóry. Skóra jest przyjemnie "odświeżona". Stosuję różnego rodzaju preparaty z witaminą C od dłuższego czasu - różnego rodzaju pochodne i stężenia i z czystym sercem mogę powiedzieć, że DZIAŁAJĄ rozjaśniająco na przebarwienia - nie tylko te potrądzikowe, ale również naturalne znamiona ( mam takie na policzku, które dzięki preparatom z witaminą C znacząco uległo rozjaśnieniu) . 


Możecie też być pewne, że witamina C działa korzystnie nie tylko na tej płaszczyźnie ale wielopoziomowo- wzmacnia nawet działanie filtrów zawartych w kremach BB , regeneruje witaminę E , wchodzi w skład syntezy kolagenu i mechanizmów odpornościowych organizmu i wiele innych.


Dużym jej plusem jest to, że witamina C ulega magazynowaniu w głąb naskórka i po "nasyceniu" nie trzeba stosować jej ciągle - polecam stosowanie na początek codziennie rano pod makijaż i wieczorem przed snem. Potem możemy stosować co drugi dzień rano pod makijaż - Kuracja Dermo Future dzięki szybkiemu wchłanianiu i lekkiej konsystencji jest idealna pod makijaż :) - nie roluje go i nie przyspiesza świecenia.

Za jakiś czas zrobię dla Was posta z przeglądem moich "witaminowych" preparatów , bo stosowałam już kilka ( AVA, It's SKIN VC, NOREL, SIDMOOL) .


Podsumowując: Uważam, że każda kobieta dbająca o siebie bardzo by się ucieszyła z takiego prezentu :) - ja cieszyłam się jak dziecko :D Kosmetyczka jest stosunkowo pojemna i nawet po zużyciu zawartości będzie mi jeszcze towarzyszyć przez długiiii czas :) - jest w kształcie takiego kuferka z rączką więc właśnie będą w niej podróżować wszelkie sera i ampułki ^^. Kuracja z witaminą C już zdobyła moje serce - właśnie przez wzgląd na wysoką zawartość Ascobric Acid 30% witaminy młodości <3 . Płyn do demakijażu jest dla mnie nie tylko praktyczny ale i uroczy :D Wiecie jestem wrażliwa na takie "słodkie" innowacje jak "śnieżek po potrząśnięciu" zwłaszcza, że "Coraz bliżej Święta , coraz bliżej Święta" :D . W sklepie Dermo Future widziałam także wiele innych ciekawych preparatów, które za pewne staną się "moimi" ofiarami ;p - bardzo ciekawi mnie zestaw z mezzorollerem , kuracja z kwasem hialuronowym ( preparaty z hialuronem jak wiecie to moja druga miłość po wit. C ;p ) i uwaga coś czego jeszcze nie widziałam : kuracja z nanopeptydami i komórkami macierzystymi hmmm.... brzmi interesująco ^^).


Wszystkie produkty Dermo Future Precision są dostępne TU!
Zapraszam Was na bloga Michała Twoje Źródło Urody oraz FB - Michał organizuje bardzo interesujące warsztaty dla blogerek oraz akcje "testowania" , ponadto jego blog faktycznie jest "źródłem urody" i inspiracji :)


Peptydy w Azjatyckiej pielęgnacji , APIS serum rozświetlające  z perłą , złotą algą i kawiorem

Peptydy w Azjatyckiej pielęgnacji , APIS serum rozświetlające z perłą , złotą algą i kawiorem


Na moich studiach na drugim roku mieliśmy przedmiot , którego wszyscy nienawidziliśmy, ale niestety musieliśmy przez niego przebrnąć - biochemia.... Ojej to jedna z moich studyjnych traum ;p . Przez pierwszy miesiąc tegoż potwora ciągle próbowali wmusić w nas wiedzę "niezbędnie koniecznie NIEpotrzebną" o peptydach i białkach. 

Jestem leń, śmierdzący i patentowany xD więc jako jeden z tych "specjalystów" musiałam oczywiście żeby zdać koło wpajać wiedzę no powiedzmy, że więcej niż ustawa przewiduje ;p

Teraz kiedy patrzę na tę wiedzę trochę z dystansem uważam, że jednak do czegoś się przydała ;p


Ostatnio w Azji panuje moda na preparaty z peptydami  i ceramidami ( ceramidy to tłuszcze z warstwy rogowej naskórka). Oba związki oczywiście mają zadanie "anty-aging".

Nie śmiejcie się, mimo lat 26 poważnie podchodzę do tematu "starzenia się skóry"- im wcześniej zaczniemy o nią dbać tym później zauważymy upływ czasu. Po raz kolejny powtórzę jak zdarta płyta - nie ma czegoś takiego jak "nie będę używać kremu 30+ bo skóra się przyzwyczai i co będzie jak będę mieć tyle" - skóra bierze to na co ma ochotę w danym momencie . Dlatego Azjatki mają coś co nazywa się "programy pielęgnacyjne" - po naszemu - w określone dni używają określonych preparatów np. witaminy C nie musimy stosować codziennie , bo odkłada się w skórze i możemy to robić co 2-3 dni ( w zależności od  potrzeb).

Peptydy uważane są za "magiczne" w walce anty-aging. Mają zmniejszać nasze wory pod oczami, pogrubiać naskórek, wypełniać zmarchy itp... 

Dobra dobra ale o co w tym chodzi?

Zapewne wiecie co to peptydy - składniki białek , takie mniejsze łańcuchy związków z grupą aminową ;). Jak kilka takich łańcuchów połączymy wyjdzie nam łańcuch na choinkę ( robiliście? my takie cacka kleciliśmy w przedszkolu - kilometrowe łańcuchy z oczek papieru - noo i tak powstają białka :D . 

Współcześnie peptydy można stworzyć "syntetycznie" i zmodyfikować w ten sposób, żeby można zastosować je w kosmetyce - mają być stabilniejsze i wolniej ulegać rozpadowi. Oczywiście im bardziej naturalne - czyli stworzone przez przyrodę tym dla nas lepiej.

Takim źródłem naturalnych peptydów są właśnie perły, złoto, algi i kawior ( wiele Azjatyckich potentatów ma właśnie jakieś "kawiorowe" , "złote" lub "algowe" serie)  - mają wszystko co najlepszego do zaoferowania ma nam natura.


Peptydy (te z zewnątrz) mają za zadanie wspomóc nasze własne ( bo kolagen i elastyna - czyli szkielet naszej skóry to właśnie białka) - jednym słowem uzupełniają jak puzzle ubytki , wspomagają wytwarzanie białek pobudzając fibroblasty ( komórki wytwarzające), pośrednio "pogrubiając" skórę - czyli są też jak bob budowniczy :D .

Nie myślcie, że mają działanie jak "botoks" i wyprasują nam zmarszczki - sorry tak się NIE da ( a szkoda ;p . 

Peptydy mają chronić skórę przed utratą właśnie KOLAGENU , jego szybszym rozpadem a co za tym idzie utratą sprężystości i objętości.

Efekt rozświetlenia, który uzyskujemy dzięki nim nie jest efektem "hamowania syntezy melaniny" , a wypełnieniem właśnie luk z kolagenu - translucent skin , ma mieć wewnętrzny blask i dawać efekt "dewy" lub po naszemu "glow" :D

Żeby uzyskać pożądany efekt nie musimy wcale uciekać się do Azjatyków, bo na naszym rynku jest na szczęście kilka firm (POLSKICH) , które idą w zgodzie z światowymi trendami i tworzą całkiem niezłe preparaty - jak właśnie serum rozświetlające APIS.


APIS to podobnie jak Norel POLSKA firma zajmująca się produkcją kosmetyków naturalnych. Być może spotkałyście się z tymi produktami u kosmetyczki - ja się spotkałam ^^, moja kosmetyczka ma kilka ulubionych firm na, których produktach pracuje i APIS jest jednym z jej ulubieńców.

Serum rozświetlające z perłą, złotą algą i kawiorem należy do linii "PROFESSIONAL HOME" - miły ukłon w stronę dbających o siebie klientek - nie musimy iść do kosmetyczki, żeby zafundować sobie tę przyjemność , a możemy dać sobie to bogactwo natury w domu :)


Opakowanie ma przepiękny kształt "świetlówki" - bardzo lubię taki kształt , jest minimalistyczne i piękne za razem ^^. Ponadto "metalowe części" są naprawdę metalowe i nie ma obawy, że odejdzie nam farba i zrobi się NIEestetycznie, a do tego widzę ile jest wewnątrz zawartości i jaki jest ubytek . O pompce airless nie wspomnę - uwielbiam :) . Wewnątrz znajdziemy 30 ml serum, które ma białą konsystencję ze złotymi drobinkami - rozsmarowują się na skórze i nie ma po nich śladu.




Bardzo na plus zaskoczyła mnie konsystencja - nie lubię "bogatych kremów" , a tak się zapowiadało po białej konsystencji no i składzie - ( w INCI mamy bardzo oleistą mieszankę bazową : olej słonecznikowy, makadamia, shea, arganowy... - taki trochę "tłusty" kokatajl Mołotowa...) , nawet kiedy wydozowałam jęknęłam ze zgrozą "będę się z tym tłusto męczyć" , ale nieeee... 

Konsystencja jest kremowo-żelowo-wodnista tzn. jak wydozujecie wydaje się kremem, jak zaczynam rozsmarowywać zamienia się w żel , jak zaczyna się wchłaniać widzę tylko WODĘ - bardzo przyjemne uczucie lekkiego chłodu i nawilżenia bez ściągnięcia po aplikacji i co najważniejsze - NIE ROLUJE MAKIJAŻU, a nawet śmiem się pokusić, że wydobywa jakby z  niego jakby wewnętrzny blask . Jedna pompka wystarczy, daje również dobre efekty "na wilgotno" , bo jakby ściągał wodę.


Jak dla mnie jego bardzo dużym plusem jest obecność bardzo wysoko w składzie zhydrolizowanej perły ( 3 miejsce w INCI po wodzie i oleju słonecznikowym) , perły charakteryzują się tym że 50% ich masy stanowi koncholina, która odpowiada budowie keratyny czyli składnika ludzkiego naskórka. Ma też działanie przeciwbakteryjne i matujące ( nieeee nie świecimy się po tym jak choinka w składzie jest też skrobia kukurydziana dająca MAT;)

Złota Alga i Kawior to takie bardziej miłe dodatki znajdujące się dalej w INCI, ale jednak dobrze, że wzbogacają preparat swoją obecnością , ze względu na działanie nawilżające i ochronę przed utratą wody.

Oleje - słonecznikowy, shea, arganowy, makadamia to jak wiemy bogate źródło antyoksydantów i witamin będących źródłem młodości :)



Podsumowując: Serum jest skierowane do profesjonalnej domowej pielęgnacji - takiej o jakiej możemy marzyć tylko w spa :) , ale czemu w domu nie można być wellness? Jego działanie to nie tylko anty-aging ( choć jest na to głównie skierowane) , ale też nawilżające i wygładzające. Traktuje je jako kropeczkę nad i w moich sposobach pielęgnacyjnych - mam młodą skórę ( jeszcze) , ale nie stanowi dla mnie przeszkody, żeby używać tego typu preparatów - zwłaszcza jeżeli mają taką "inteligentną konsystencję" zmieniającą się na coraz lżejszą podczas aplikacji no i współgra z makijażem. Jak macie problemy w zimie z szarością, ziemistością cery to warto zaaplikować sobie tego typu peptydowy preparat jako uzupełnienie działania witaminy C, bo oczywiście wiemy, że skóra potrzebuje wielu różnych substancji do swojego prawidłowego funkcjonowania ( w kolejce do składników odżywczych w organizmie jest ostatnia!). Na koniec muszę wspomnieć o pięknym nieco orientalnym zapachu, który dość długo utrzymuje się na skórze - nie jest ot jakiś ciężki i męczący zapach, a przyjemny :)

produkty Apis są dostępne : TUTAJ! - ceny nie są jakieś "przerażające" , a są to kosmetyki przeznaczone do salonów kosmetycznych oraz oparte na naturalnych składach - no i oczywiście POLSKA MARKA!

Zachęcam Was do polubienia Fb Apis - serum trafiło do mnie właśnie dzięki akcji "daj się poznać" :) , warto więc zaglądać i dawać się poznawać ^^ ( w końcu wszystkie kochamy odkrywać swoje perełki :D


WŁOS POLECA WAX PILOMAX - Dużżżaaa ilość włosooopielęgnacji Maska ALOES NATURCLASSIC, PREMIUM  i BLONDA

WŁOS POLECA WAX PILOMAX - Dużżżaaa ilość włosooopielęgnacji Maska ALOES NATURCLASSIC, PREMIUM i BLONDA


Jakiś czas temu dzięki testoland.pl trafiła w moje ręce maska, którą bardzo pragnęłam mieć w swoich łapciach :D , a mianowicie Aloes WAX NaturClassic Angielskiego Pilomaxu. To moje pierwsze spotkanie z tą marką ;p , ale jako, że lubię mieć porównanie weszłam do sklepu internetowego - TU! i zrobiłam "skromne" zakupy :D


Kocham włosoprodukty  i czułam się tam jak w sklepie z zabawkami ;p , bo po pierwsze zdziwiłam się , że ceny nie są wcale wygórowane ( 240ml kosztuje 22zł) - choć nie wiem czemu ubzdurałam sobie, że WAX to bardzo drogie produkty. Po drugie czułam pokusę gratisowej maski Aloesowej w wersji PREMIUM ( i oczywiście uległam ;p dobrze, że nie poległam :D przy zakupach za 125zł ;p  - mam ją <JEST!> ^^ . Wiecie ile za to wszystko zapłaciłam? NIECAŁE 130zł! Jak widzicie zaszalałam ;p 


Sama marka gościła niedawno na Meet Beauty i wykonywała badania włosów i skóry głowy - dziewczyny opisują w swoich relacjach o długich kolejkach ( nie dziwię się też bym stała jak za chlebem ;p , bo jestem ciekawa jak to tam z moimi trzema włosami jest - w sumie dobrze , czy w sumie źle ;p 


Jak wiecie jestem fanką i to zagorzałą aloesu zwłaszcza w wersji żelu , ale jakoś nigdy nie miałam okazji testować żadnej maski z aloesem w składzie ,  więc przyjemność z testowania była podwójna. 

Aloes dla naszych włosów to bardzo pożądany składnik - taki włosowy superfood :) . Włosy i skóra głowy kochają go nie tylko za NAWILŻENIE ( bo aloes, miód, kwas hialuronowy - to jedne z najlepszych włosohumektantów) , ale i za szereg innych właściwości.

Aloes to taka "świnka skarbonka" dla rzeszy makro i mikroelemnetów : witamin A,C,E, B1, B2, B3 i B12  i pierwiastków takich jak :wapń, potas, magnez, sód,fosfor, cynk, siarka.... - włosy lubią taką dietę :D

Dla mnie bardzo ważną właściwością oprócz nawilżania jest hamowanie przetłuszczania się włosów dzięki regulowaniu sebum, a także ochrona przed łupieżem spowodowanym przez drożdżaka - pityrosporum ovale dzięki obecności w aloesie saponin, antrachinolonów i steroli. Co więcej aloes działa grzybobójczo, przeciwzapalnie, antybakteryjnie oraz przeciwbólowo - więc jeżeli macie problemy ze swędzącą skórą głowy z pewnością pomoże Wam ukoić skórę i da odrobinę wytchnienia. 

Dodatkowym bonusem jest oczywiście ochrona przed promieniem UVA i UVB - co potęguje jeszcze efekt kojący :) , no i chyba nie muszę wspominać, że dzięki obecności  ulubionych anty-aging witamin A, C i E chroni włosy przed starzeniem i utlenianiem :)



Jeżeli przyjrzycie się składowi zobaczycie, że nie ma tam żadnych SILIKONÓW, ani olei czyli substancji emolientowych mających za zadanie wygładzenie łuski włosa - więc jeśli tak jak jesteście posiadaczkami włosów WYSOKOPOROWATYCH ( czyli takich, których łuski włosów są OTWARTE np. włosy kręcone, zniszczone farbowaniem, suszeniem) , należy dodatkowo się wspomóc jakimś olejem,serum albo jakąś ulubioną emolientową odżywką w moim wypadku - Ultra Doux z Maskłem Karite i Awokado lub Alterra z Granatem. 

Głównymi składnikami są oczywiście aloes i henna, które mają wzmocnić włosy , nawilżyć , ukoić i ochronić przed wypadaniem , a także zmniejszyć przetłuszczanie się włosów. Dodatkowo jej zadaniem jest zwiększenie objętości włosów . 



Po otwarciu zaskoczyło mnie przede wszystkim to, że pojemniczek jest PEŁNY - dosłownie ! Faktycznie otrzymujemy objętość taką jaka jest napisana na opakowaniu . Maska ma ładny miętowy kolor, bardzo gęstą i zbitą konsystencję - nie trzeba jej dużo na włosy , dobrze się na nich rozprowadza. Jedyne co mi nie odpowiada to mdły mocno mydalny zapach - maska blonda pod tym względem lepiej mi pasuje, bo pachnie cytrynowo. 


Używałam jej SAMEJ,bez mieszanek z innymi maskami na koniec nakładając tak mówiłam wyżej coś emolientowego , bo niestety , ale inaczej nie byłam w stanie się rozczesać - maska nie posiada w składzie silikonów - dla jednych plus dla drugich minus. Muszę przyznać, że faktycznie włosy , miały po niej większą objętość i były odbite od nasady - dla mnie to duży plus ze względu na to, że posiadam trzy włosy w tym dwa złamane ;p więc efekt push-up ubóstwiam :D. Jest to maska dla włosów mieszanych - tłustych u nasady i suchych na końcach czyli mniej więcej takich jak moje . Farbuję włosy na blond od dłuższego czasu , więc moje końce są z tych co niestety ale lubią być nawilżane ;p . Bardzo dobrą wiadomością jest fakt, że NIE PUSZY - pudelkiem nie zostaniemy po niej :D


Tak jak mówiłam do zakupów dostałam gratis również maskę aloes w wersji premium. Wersja premium charakteryzuje się tym, że otrzymujemy ją tubce z zamknięciem na <klik> , bardzo takie lubię . Opakowanie jest miękkie i plastyczne . Myślałam że to jest ta sama maska tylko w innym opakowaniu i tu również zaskoczenie na plus : skład JEST INNY i DO TEGO ZNACZNIE KRÓTSZY! Tu również nie mamy silikonów w składzie.


Konsystencja jest bardziej płynna - kremowa i jeszcze lepiej rozprowadza się ją na włosach i szybciej się wchłania. Efekt końcowych jest podobny do wersji classic , choć uważam, że opakowanie w tubce jest poręczniejsze w transporcie . Bardzo przypadł mi do gustu - taki z niego przyjemniaczek :D




Trzecią moją WAXową maską jest wersja BLONDA . WAX charakteryzuje się tym, że tworzy linie TYPOWO POD KOLORY WŁOSÓW - brawo ! Czegoś takiego było potrzeba na rynku :D . Chciałam jeszcze wersję KAMILLE , ale niestety nie widziałam w sklepie małego opakowania ;( .

 
BLONDA to już produkt typowo dla blondynek ;p - utrwala kolor i daje mu trochę życia. Ma bardzo przyjemny zapach cytrynowy i przyjemną kremową konsystencję . Tutaj także w składzie nie mamy silikonów :) 


Robiąc zakupy nie mogłam się oprzeć ekspresowym mgiełkom bez spłukiwania. Szczerze mówiąc pokochałam je od pierwszego psiknięcia - każdą z nich z osobna i nie zamierzam się już z nimi rozstawać bo REWELACYJNE!

Ich głównym składnikiem jest WITAMINA E - ulubiona włosowitamina. Mgiełki są bardzo lekkie i nie obciążają włosów, pięknie pachną , i co dla mnie jest najistotniejsze - wystarczy 1 psiknięcie , bo mają bardzo dobry rozpylacz, który bardzo inteligentnie rozprowadza mgiełkę - nie za dużo nie za mało praktycznie na całą objętość włosów! Kosztują 12,50zł za 100ml :) - dostępne TU!

Bardzo lubię odżywki bez  spłukiwania - stosuje je przed olejowaniem , dlatego, że lekko wilgotne włosy lepiej "chłoną" olej i dobroczynne substancje w nim zawarte. Warto też psiknąć na włosy zaraz po umyciu i osuszeniu bo mają lekkie działanie termoprotekcyjne :)



Dorobiłam się wreszcie ukochanego turbanu, który był razem z grzebieniem - bardzo dobra jakość , jest polarowy w ładnym kolorze baby blue :) - jest idealny do nakładania na czepek termiczny i dużo bardziej poręczny i wygodny ze względu na to, że zapinany na guziczek <3 kosztuje 12,50zł - TU! Podoba mi się w nim to, że NIE zsuwa się i mogę spokojnie krzątać się po domu w czasie swojego HAIR SPA


Ostatnią rzeczą, którą kupiłam był "MINI" zestaw PIELĘGNACJA I REGENERACJA dla włosów jasnych ( jest jeszcze wersja dla włosów ciemnych) . Mini wzięłam w cudzysłów, bo spodziewałam się bardziej próbek , a to jednak jak dla mnie są produkty o sensownych objętościach, dzięki którym możemy sprawdzić działanie jest dla nas satysfakcjonujące - każdy składnik ma objętość 70ml w praktycznych tubkach na <klik>, mgiełka ma standardową objętość 100ml  - całość kosztuje 39zł - TU! . Dostanie ode mnie osobną recenzję, bo jeszcze nie używałam go ze względu na "włosokontener" w łazience ;p 


Podsumowując: Jestem zadowolona zarówno z maski Aloes Classic jak i ze swoich zakupów ;p Maski dają dobre efekty - zmniejszają przed przetłuszczaniem i unoszą włosy od nasady, nie wiem jak to jest z tym świądem, łupieżem i wypadaniem bo nigdy nie miałam takich problemów, przy czym jeżeli chcecie wygładzenia łuski włosa to niestety, ale trzeba się wspomóc jakimś emoliencikiem , bo skład jest wolny od silikonów i oleji. Aloes Classic to typowy humektant :) więc jeżeli macie włosy suche i farbowane ( hmmm... coś jak ja ;p ) to będą Wam wdzięczne za taki rarytasik :D

wszystkie produkty są dostępne : TUTAJ!
Lajknijcie FB WAX - bardzo często są organizowane testowania i rozdania ( sama w ten sposób dostałam maskę ALOES CLASSIC ) , więc warto obserwować ^^
Dziękuję również TESTOLAND.PL za taką świetną akcję , która spełniła moje WISHLISTOWE ŻYCZENIE ^^ - zapraszam Was na fb TESTOLAND - zawsze znajdziecie tam najświeższe informacje o testowaniach i informacje na temat produktów ^^



Jeszcze więcej słodkości w Berdeverości ^^ czyli JAPOŃSKIE SŁODYCZE W HELLO KITTOWEJ PASZCZĘCE :D

Jeszcze więcej słodkości w Berdeverości ^^ czyli JAPOŃSKIE SŁODYCZE W HELLO KITTOWEJ PASZCZĘCE :D


Zawsze jak robię zakupy u Berdever to potem czekam jak mały dzieciak na Świętego Mikołaja bo zawsze coś tam mi "NIE"legalnie przeszmugluje xD ( nielegalnie bo nie zamawiałam, a jednak paczko-radocha była:D . Aczkolwiek osobiście jestem CHOLERNIE słodyczożerna więc jaram się jeszcze bardziej - zwłaszcza jak widzę te sweetaśne opakowania łechtające moje Hello Kittowe niedopieszczone kąciątko :D - tak tak bywam INFANTYLNA w wersji HARD ;p ( i w ogóle się tego nie wstydzę ;p lubię rzeczy KAWAI i koniec :D ( nie nie widać tego w moim ubiorze ;p chodzę ubrana normalnie ;p


Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że Dużych dzieci jest dwoje - PINKI i MÓZG ( wbrew pozoru nie jestem PINKY tylko MÓŻG xD , bo mały to geniusz a duży NO CÓŻ xD) ( na szczęście nie ma nigdzie w okolicy MENża ;p , bo mógłby się rzucać jak wsza na grzebieniu za tę opinię bo on jest przecież maCHo ( nie przez CZ tylko CH xD - tak tak MACHO bo się rymuje z CIACHO xD


W każdym bądź razie odbieram paczki jak sama jestem w domu i część rzeczy kitram w kącie i po cichu podajadam ;p , bo inaczej lejemy się na gołe klaty o te słodkie opakowania :D z jeszcze lepszą czytaj SMACZNĄ a nawet bardzo zawartością - no kurde łakomi jesteśmy :D

Dzisiaj więc po rozwodzę się więc nad "smakową" zawartością moich kosmetycznych paczuli :D ( nie nie konsumuję lotionów, szamponów i oleji xD 
Wiecie one to jest taka kosmiczna niespodzianka ,bo Berdever to jest taki chochlik o słodziutkim uśmieszku i nigdy nie wiadomo jakie zrobi smakowe "KINDER SUPRISE" lub smakową minę przeciwpiechotną xD - przekorna baba a jakże :D  ma przednie poczucie humoru :D

poznajecie ten uśmiech :D

Motto Berdever: " TY LUBISZ DOSTAWAĆ PACZKI , JA WYSYŁAĆ " - święte słowa :D

Powiem szczerze, że moi smakowi ulubieńcy mają smak zielonej herbaty - w słodyczach smakuje niepowtarzalnie i z niczym się nie kojarzy ze ŹLE zaparzoną gorzką zieloną herbatą ( zieloną herbatę parzy się w wodzie ok. 80 stopni a nie we wrzątku - ja oszukuję i zalewam do połowy zimną wodą a potem wrzątkiem ;p


Słodycze z zieloną herbatą zwykle są oblaną czekoladą deserową co jeszcze bardziej potęguje jej niespotykany smak :) 

Ostatnio podesłała mi mojego smakowego faworyta - kosteczki zielonej herbaty w czekoladzie deserowej obsypane kakao - "MELTY KISS" - oj ten kiss faktycznie topi się w ustach  <3 kocham GO! Niebo w gębie <3 jak kiedyś będę made in Japan to sobie kupię kontener ;p


Szata graficzna słodyczy o smaku zielonej herbaty jest zwykle ZIELONO ( troszku w wersji zgniłej ;p -CZARNA. Osobiście NIE znoszę zielonego koloru, ale jakoś smakowo mi to nie przeszkadza -zielony ma smak ZIELONEJ herbaty ;p - mniam mniam. Lepiej smakuje niż wygląda :D

Te drażetki na zdjęciu poniżej to też oczywiście zielona herbata , - takie trochę nasze kultowe draże przy czym różnią się od nich tym , ŻE SĄ IDEALNIE OKRĄGŁE ( tak  tak! ) I zamiast beznadziejnych woreczków, które ciężko otworzyć, żeby NIE rozsypać są zapkowane w ELEGANCKiE kartoniki z dziubkiem-dozownikiem

-Moje żwaczki chętnie je chłonęły ;p <yummy!>


Zielone łoopakowania kitkaktów to oczywiście zielona herbata, były jeszcze takie smaczne monetki z zieloną, ale takie bardziej wytrawne - MENż nie do końca lubi takiego smaka , więc przynajmnniej nie było problemu. ;p.

W paczce były jeszcze RÓŻWE kitkaty, których smakowo jakoś nie mogłam do niczego przypiąć - więc wkręciłam Pinkiemu, że to sernik :D Pinki szamał, aż mu się uszy trzęsły a ja jakoś cosik patrzyłam na tego smaka nieufnie... Potem okazało się ,że to słodki ziemniak xD ( smakowało sernikiem ...)


Berdever do mnie: Jadłaś lizaki? Nie mogłam się oprzeć, żeby je wsadzić
Hello Kitty: Nie. szkoda nam zjeść tej pszczółki :p
Berdever: To nie jest pszczółka TYLKO OMLET xD 
Hello Kitty : To już boję się spytać co to jest to czerwone - surowe mięcho?
Ber: NIE TUŃCZYK xD

Patrzyłam na te lizaki nieufnie, ale Pinki się ślinił to zaczęłam myśleć jak Mózg ;p - dam jemu zobaczymy czy przeżyje ;p Pinki otwiera i jakoś dziwnie jest z siebie zadowolony i tylko co chwila pokrzykuje "DOBRE!" Hmm... coś jest nie tak ... To jajo powinno go zabić, otruć zdyskwalifkować, żeby nie chciał nigdy jeść i podkradać moich japońskich frykasów ;p - Gdzie tam! Posmakowałam - z jajem i rybą nie miało nic wspólnego - Jezus, SMaria PESZEK! xD Faktycznie - smaczne!

To opakowanie z Hello Kitty to POCKY sygnowane MOją xD skromną osóbką :D - Pinki otworzył i nie było wyboru - trzeba było szamać ;((( a chciałam seee na nie popatrzeć :D - paluszek oblany truskawkową różową czekoladą <3 mniam ! Koty znają się na dobrym żarciu :D


Halloweenowe słodycze były głównie w smakach truskowych - koale miały również brzuszki o smaku truskaweczki - tak tak, pysznie wyglądają i jeszcze pyszniej smakują <3


Jak patrzyłam na opakowanie pandziasów to miałam jakieś dziwne skojarzenie z fasolkami wszystkich smaków Bertiego Botta :D


Otwieram a tam...


PrzePYSZNE ciasteczka ... ( nie powiem zanim otworzyłam czułam zimny pot na plecach xD


( Przykro mi było zjadać łepek z Berdeverowym uśmiechem xD


"You put your right hand out, You put your right hand in, And you shake it all about,. You do the hokey pokey and you turn yourself around. That what it's all about! " xD

W podstawówce na angielskim śpiewaliśmy kiedyś taką piosenkę i potem towarzyszyła mi cały czas jak konsumowałam :p


Jasne Pocky miały smak karmelu który jak dla mnie przechodził trochę w latte albo capuccino. Ciemne pocky smakowało truflą? MENż jakoś w trufli nie gustował ;p choć mi osobiście bardzo smakowało <3



Te ciachorki były dziwne. Boję się zapytać Berdever jaki miały smak xD - może nie chcę znać odpowiedzi :D Smakowały mi trochę jak nasze obważanki - wiecie takie puste dmuchane ciastka co się kupuje na odpustach :D . Każde miało "jakieś inne" nadzienie ale ogólne wrażenie smakowe podobne. 


Pinki do mnie "CZEMU TO TAKIE SUCHE?" -
 ja do niego "UMOCZ SOBIE W HERBACIE TO BĘDZIE MOKRE! xD" . 
Pinki- no weź mi przeczytaj jak jest w instrukcji obsługi napisane znasz w końcu japoński xD ( nie wiem chop myśli, myśli, że jak ktoś ogląda anime po japońsku z POLSKIMI ew. angielskimi napisami to od razu zna japoński xD













Hahaha i to jest ciekawa sprawa myśleliśmy, że to jest jakaś zupka chińska xD Pinki ciągle mnie straszył, że jak go wkurzę, to sam ją zje, a jak ostatecznie ją otworzyliśmy i w środku znaleźliśmy same "glony" , to potem JADŁ JE NA SUCHO, bo tak mu smakowały xD



I w ten oto sposób doszliśmy do Berdeverowej miny przeciwpiechotnej...  Takiej miny, że po jednej takiej "słono-kwaśnej" śliweczce musiałam zrzucić bombe atomową w wucepie xD 

Najpierw zastanawiałam się co to w ogóle jest? Kozi bobek? Jakieś rodzynki? A może kasztany jadalne? Ale nieee... To jest śliweczka :D

Podsunęłam Pinkiemu z nadzieją, że może zniechęcę go ostatecznie do Japońskiej degustacji, a on do mnie 

"JAKIE DOBRE ! CZEMU U NAS TAKICH NIE MA?"

Ręce mi opadły xD - Mam niezniszczalnego CHOPA xD


BERDEVER FOREVER <3

Nie muszę chyba przypominać, że na FB co 100 lajk dostaje nagrodę u Berdever





Copyright © 2016 interendo , Blogger