AZJATYCKA PIELĘGNACJA Różnice między: MIST/TONER/LOTION/SKIN REFINER/SKIN BALANCER/SOFTENER/ part. 1
To, że kocham się w Azjatyckiej pielęgnacji chyba dla nikogo nie jest sekretem ;) . Dla mnie największym problemem kiedy zaczynałam się interesować sekretami Azjatyckiego Piękna, były podstawowe definicje na opakowaniach : toner , lotion, serum, ampoule, essence eh... Nie wiedziałam, która "substancja" dla mojej skóry będzie najlepsza - chciałam spróbować każdej, bo nie rozumiałam jak je odróżnić? Zwariować od tych nazw można...
Postaram się mniej więcej stworzyć takie "minipendium" podstawowych pojęć preparatów K-Beauty - żeby każdy początkujący wiedział "co z czym się je" i mógł stworzyć swoją własną pielęgnację - dopasowaną do potrzeb swojej skóry.
Na zajęciach z biochemii zawsze zwracano nam bardzo istotną uwagę na to, że skóra tak naprawdę jest bardzo szczelną barierą nie przepuszczającą za wiele substancji - do środka. Ma to na celu chronić nas przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi jak i drobnoustrojami. Logiczne prawda?
Dlatego mówiono nam bez ogródek - "te cudowne działanie kremów to po prostu kit. Żeby zadbać o swoją skórę na zewnątrz trzeba zadbać o nią wewnątrz." No dobra, tylko jak zrobić to od wewnątrz skoro jeżeli połknę taki chociażby kolagen, który jest białkiem, to mój żołądek niestety nie zrozumie tej subtelnej sugestii tylko bez ogródek rozłoży go, a mój organizm go wykorzysta pod względem energetycznym... Wrócę więc do początku...
Wiemy też, że jednak toksyny, martwe bakterie, sebum itp. lubi się z naszego "wnętrza" przez skórę przedostawać. Więc jednak istnieje możliwość, żeby coś dostarczyć naszej skórze z pominięciem obróbki termicznej w żołądku ;p
Chodzi po prostu o to, że dana substancja musi być wystarczająco "mała", aby przeniknąć w głąb naszej skóry i aby została spożytkowana w danej warstwie - mamy wszak nasze cudowne "pory" , a nawet "wory a nie pory" ;p. I to jest podstawowa zasada wszystkich Azjatyckich preparatów:
IM MNIEJSZA JEST CZĄSTECZKA DANEJ SUBSTANCJI TYM PENETRUJE GŁĘBIEJ W WARSTWY NASZEJ SKÓRY.
Prosty przykład - mysz uciekająca przed kotem wejdzie do swojej dziury, ale kota dziura już nie wpuści bo jest za duży:
Drugą zasadą jest nakładanie kolejnych substancji jeszcze kiedy twarz jest wilgotna czytałam gdzieś, że powinnyśmy rozpocząć nakładanie kolejnych "substancji" już w czasie 3 sekund po oczyszczeniu twarzy - tak żeby była jeszcze mokra ;), ma to za zadanie poprawić wchłanialność kolejnych substancji.
I tu wkracza nasza MIST = MGIEŁKA = WODA TERMALNA (ZACHÓD) są to substancje w sprayu lub z atomizerem, które rozpylamy na twarz w odległości ok. 20cm . Mgiełki posiadają zwykle w swoim składzie wiele mikroelementów, witamin i ich zadaniem jest szybka poprawa nawilżenia stanu skóry. Nie jest to konieczny etap pielęgnacji - mgiełki często się stosuje tylko po to żeby się odświeżyć w ciągu dnia.
Mgiełki z Azji często posiadają w swoim składzie alkohol ( i jak tu ma się to do nawodnienia skoro wszyscy wiemy, że procenty lubią szybko uciekać i parują :) dlatego wydaję mi się, że lepszym rozwiązaniem są "nasze zachodnie" wody termalne np. Vichy, Uriage, Avene - bogactwo składników bez podrażniania wrażliwej cery, choć na pewno alkohol w Azjatyckich Mist'ach ma właściwości bakteriobójcze ( ale chyba nikt z nas nie lubi pachnieć jak fabryka etanolu ;)
np. Pocket Bunny Mist z Tony Moly ( na zdjęciu akurat stare opakowanie - nowe jest bardziej graficzne)
I teraz rozpoczynamy wyższą szkołę jazdy...
U nas po oczyszczeniu twarzy przemywamy twarz wacikiem nasączonym tonikiem, który ma postać wody, ma może jakiś zapach, ale ewidentnie to po prostu konsystencja wody.
Zadaniem naszych "zachodnich" toników, jest przywracanie odpowiedniego pH skórze ( zdrowa ma pH kwaśne wahające się od 3,5 do 5,5 ) , woda i inne substancje podnoszą pH skóry i staje się ona bardziej zasadowa, plus pozbawiamy się naturalnego płaszcza hydrolipidowego na ok.2 h a więc łatwiej o rozwój drobnoustrojów. Toniki mają nam pomóc powrócić do stanu fizjologicznej równowagi oraz dodatkowo mają usunąć resztki zanieczyszczeń po naszym myciu twarzy żelem.
W Azji wszelkie zabiegi po oczyszczeniu cery (jak wiecie w Azji mamy 2 etapy oczyszczania skóry - mycie olejem oraz pianką/żelem) mają za zadanie odpowiednio "nawodnić" skórę i przygotować do wchłonięcia "cięższych" substancji. W większości jeżeli weźmiecie papierek lakmusowy i pomerdacie nim w żelach myjących z Azji to zdziwicie się, ale większość jest już w odczynie kwaśnym ( mają w swoich składach kwasy AHA + BHA itp. jak chociażby tamagohada z hada labo) , a więc skóra już na etapie mycia powraca do swojej naturalnej równowagi.
W związku z czym AZJATYCKI TONER NIE JEST NASZYM ZACHODNIM TONIKIEM.
Dlaczego?
Oprócz wymienionej przeze mnie różnicy funkcyjnej mamy też różnicę "strukturalną" - tonery mają "więcej ciała" niż nasze toniki - są minimalnie cięższe od wody, coś jakby są bardziej gęste - konsystencja fluidu.
Ok, rozumiemy też, że po oczyszczeniu naszej skóry naszym pierwszym krokiem jest jej nawilżenie - przy pomocy TONERA.
W Azji żeby było śmiesznie pojęcie TONERA nie jest jedynym określeniem używany na ten produkt - mamy tu nawet wewnętrzne różnice w nazwach między Koreą, a Japonią (bo to te dwa kraje są kosmetycznymi potentatami)
W Japonii : TONER=LOTION = SKIN SOFTENER ( Japońskie firmy to np. Hada-Labo, SHISEIDO, KOSE , SK II , DHC )
W Korei: TONER=MIST=SKIN REFINER = SKIN BALANCER = SKIN HYDRATOR ( Koreańskie firmy to np. SKIN79, It's Skin, Dr. G, Mizon, Sidoomol, Missha )
Dlaczego zwracam na to uwagę?
Japoński LOTION = TONER ma lekką konsystencję wodnistą/fluidowatą konsystencję ( jak chociażby hada-labo) i jest używany w miejscu naszego toniku zaraz po oczyszczeniu twarzy , natomiast Koreański LOTION = LIGHT MOISTURIZER czyli lekki krem ma bogatszą - mleczną konsystencję i jest używany po serum i ampułce czyli praktycznie na końcu pielęgnacji.
Uff... ja wiem trudne to... Samej ciężko było mi się w tym połapać...
Osobiście najczęściej używam lotionu hada-labo w związku z czym po umyciu twarzy nakładam go jako pierwszy (sądzę zresztą, że większość rozpoczynających przygodę z Azją rozpoczyna od właśnie Hada-Labo)
Postaram się mniej więcej stworzyć takie "minipendium" podstawowych pojęć preparatów K-Beauty - żeby każdy początkujący wiedział "co z czym się je" i mógł stworzyć swoją własną pielęgnację - dopasowaną do potrzeb swojej skóry.
Na zajęciach z biochemii zawsze zwracano nam bardzo istotną uwagę na to, że skóra tak naprawdę jest bardzo szczelną barierą nie przepuszczającą za wiele substancji - do środka. Ma to na celu chronić nas przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi jak i drobnoustrojami. Logiczne prawda?
Dlatego mówiono nam bez ogródek - "te cudowne działanie kremów to po prostu kit. Żeby zadbać o swoją skórę na zewnątrz trzeba zadbać o nią wewnątrz." No dobra, tylko jak zrobić to od wewnątrz skoro jeżeli połknę taki chociażby kolagen, który jest białkiem, to mój żołądek niestety nie zrozumie tej subtelnej sugestii tylko bez ogródek rozłoży go, a mój organizm go wykorzysta pod względem energetycznym... Wrócę więc do początku...
Wiemy też, że jednak toksyny, martwe bakterie, sebum itp. lubi się z naszego "wnętrza" przez skórę przedostawać. Więc jednak istnieje możliwość, żeby coś dostarczyć naszej skórze z pominięciem obróbki termicznej w żołądku ;p
Chodzi po prostu o to, że dana substancja musi być wystarczająco "mała", aby przeniknąć w głąb naszej skóry i aby została spożytkowana w danej warstwie - mamy wszak nasze cudowne "pory" , a nawet "wory a nie pory" ;p. I to jest podstawowa zasada wszystkich Azjatyckich preparatów:
IM MNIEJSZA JEST CZĄSTECZKA DANEJ SUBSTANCJI TYM PENETRUJE GŁĘBIEJ W WARSTWY NASZEJ SKÓRY.
Prosty przykład - mysz uciekająca przed kotem wejdzie do swojej dziury, ale kota dziura już nie wpuści bo jest za duży:
źródło:chmurak.pl |
Drugą zasadą jest nakładanie kolejnych substancji jeszcze kiedy twarz jest wilgotna czytałam gdzieś, że powinnyśmy rozpocząć nakładanie kolejnych "substancji" już w czasie 3 sekund po oczyszczeniu twarzy - tak żeby była jeszcze mokra ;), ma to za zadanie poprawić wchłanialność kolejnych substancji.
I tu wkracza nasza MIST = MGIEŁKA = WODA TERMALNA (ZACHÓD) są to substancje w sprayu lub z atomizerem, które rozpylamy na twarz w odległości ok. 20cm . Mgiełki posiadają zwykle w swoim składzie wiele mikroelementów, witamin i ich zadaniem jest szybka poprawa nawilżenia stanu skóry. Nie jest to konieczny etap pielęgnacji - mgiełki często się stosuje tylko po to żeby się odświeżyć w ciągu dnia.
Mgiełki z Azji często posiadają w swoim składzie alkohol ( i jak tu ma się to do nawodnienia skoro wszyscy wiemy, że procenty lubią szybko uciekać i parują :) dlatego wydaję mi się, że lepszym rozwiązaniem są "nasze zachodnie" wody termalne np. Vichy, Uriage, Avene - bogactwo składników bez podrażniania wrażliwej cery, choć na pewno alkohol w Azjatyckich Mist'ach ma właściwości bakteriobójcze ( ale chyba nikt z nas nie lubi pachnieć jak fabryka etanolu ;)
np. Pocket Bunny Mist z Tony Moly ( na zdjęciu akurat stare opakowanie - nowe jest bardziej graficzne)
źródło: shopforbeauty.weebly.com |
I teraz rozpoczynamy wyższą szkołę jazdy...
U nas po oczyszczeniu twarzy przemywamy twarz wacikiem nasączonym tonikiem, który ma postać wody, ma może jakiś zapach, ale ewidentnie to po prostu konsystencja wody.
Zadaniem naszych "zachodnich" toników, jest przywracanie odpowiedniego pH skórze ( zdrowa ma pH kwaśne wahające się od 3,5 do 5,5 ) , woda i inne substancje podnoszą pH skóry i staje się ona bardziej zasadowa, plus pozbawiamy się naturalnego płaszcza hydrolipidowego na ok.2 h a więc łatwiej o rozwój drobnoustrojów. Toniki mają nam pomóc powrócić do stanu fizjologicznej równowagi oraz dodatkowo mają usunąć resztki zanieczyszczeń po naszym myciu twarzy żelem.
W Azji wszelkie zabiegi po oczyszczeniu cery (jak wiecie w Azji mamy 2 etapy oczyszczania skóry - mycie olejem oraz pianką/żelem) mają za zadanie odpowiednio "nawodnić" skórę i przygotować do wchłonięcia "cięższych" substancji. W większości jeżeli weźmiecie papierek lakmusowy i pomerdacie nim w żelach myjących z Azji to zdziwicie się, ale większość jest już w odczynie kwaśnym ( mają w swoich składach kwasy AHA + BHA itp. jak chociażby tamagohada z hada labo) , a więc skóra już na etapie mycia powraca do swojej naturalnej równowagi.
źródło: typproject.blogspot.com |
W związku z czym AZJATYCKI TONER NIE JEST NASZYM ZACHODNIM TONIKIEM.
Dlaczego?
Oprócz wymienionej przeze mnie różnicy funkcyjnej mamy też różnicę "strukturalną" - tonery mają "więcej ciała" niż nasze toniki - są minimalnie cięższe od wody, coś jakby są bardziej gęste - konsystencja fluidu.
Ok, rozumiemy też, że po oczyszczeniu naszej skóry naszym pierwszym krokiem jest jej nawilżenie - przy pomocy TONERA.
W Azji żeby było śmiesznie pojęcie TONERA nie jest jedynym określeniem używany na ten produkt - mamy tu nawet wewnętrzne różnice w nazwach między Koreą, a Japonią (bo to te dwa kraje są kosmetycznymi potentatami)
W Japonii : TONER=LOTION = SKIN SOFTENER ( Japońskie firmy to np. Hada-Labo, SHISEIDO, KOSE , SK II , DHC )
W Korei: TONER=MIST=SKIN REFINER = SKIN BALANCER = SKIN HYDRATOR ( Koreańskie firmy to np. SKIN79, It's Skin, Dr. G, Mizon, Sidoomol, Missha )
Dlaczego zwracam na to uwagę?
Japoński LOTION = TONER ma lekką konsystencję wodnistą/fluidowatą konsystencję ( jak chociażby hada-labo) i jest używany w miejscu naszego toniku zaraz po oczyszczeniu twarzy , natomiast Koreański LOTION = LIGHT MOISTURIZER czyli lekki krem ma bogatszą - mleczną konsystencję i jest używany po serum i ampułce czyli praktycznie na końcu pielęgnacji.
Uff... ja wiem trudne to... Samej ciężko było mi się w tym połapać...
Osobiście najczęściej używam lotionu hada-labo w związku z czym po umyciu twarzy nakładam go jako pierwszy (sądzę zresztą, że większość rozpoczynających przygodę z Azją rozpoczyna od właśnie Hada-Labo)
Reasumując: Mgiełka do twarzy służy szybkiemu nawilżeniu i odświeżeniu twarzy i może być ale nie musi być kolejnym punktem w naszej pielęgnacji po oczyszczeniu twarzy. Moim zdaniem bardziej przydaje się w ciągu dnia po wysiłku fizycznym lub po prostu dla uczucia świeżości - rano to raczej strata czasu. Azjatyckie tonery to nie to samo co nasze toniki - ich główną funkcją nie jest przywracanie pH i "doczyszcznie" twarzy po myciu , a pierwsze nawilżenie twarzy oraz przygotowanie skóry na wchłonięcie cięższych substancji zgodnie z zasadą , że lepiej nawilżona twarz chętniej pochłania potrzebne składniki. W Japonii lotion jest utożsamiany z tonerem i nakładamy go zaraz po oczyszczeniu twarzy , natomiast w Korei lotion to bardziej mleczko/lekki krem i nakładamy go w późniejszych etapach pielęgnacji.
CDN... Następnym razem o SERUM/AMPUŁCE/ESENCJI/ŻELACH/KREMACH/EMULSJACH itp.....
Nigdy nie interesowałam się pielęgnacją skóry twarzy u Azjatek ;) Zawsze myślałam, że taką piękną cerę zawdzięczają przede wszystkim diecie, a jak widzę, to sposób mycia twarzy i kosmetyków jest inny niż u nas ;) Czekam na kolejne posty, chętnie się dowiem więcej na ten temat :)
OdpowiedzUsuńNooo za nim zaczęłam się tym interesować też tak myślałam, a to bardzooo zagmatwana sprawa z tą ich pielęgnacją:)
Usuńbiochemie wspominam nawet milo choc na dzis nic nie pamietam;)
OdpowiedzUsuńTo inaczej niż ja - nienawidziłam tego przedmiotu ;p
Usuńco do tego opisu to zwykle nie nakladam nic na mokro;P
UsuńJak zwykle interesujący post i wiele przydatnych informacji dla początkujących w azjatyckich klimatach :))
OdpowiedzUsuńOch dziękuję :)) Usłyszeć to od takiej specjalistki jak Ty to zaszczyt :))
UsuńŚwietnie to opisałaś :) mnie z początku też ciężko się było połapać z tym wszystkim... :P
OdpowiedzUsuńW sumie to też trochę dla samej siebie ;p bo nadal z tym głupieje ;p
UsuńMarzą mi się azjatyckie kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńObserwuj zapewne będzie jakieś azjatyckie rozdanie ;)
UsuńBardzo przydatny post, coś się dowiedziałam. Azjatyckie kosmetyki zaczynają szaleć u nas i dobrze, coś świeżego :)
OdpowiedzUsuńNooo wreszcie zaczęło iść coś do przodu :) ale azjatyckich lakierów jeszcze nie widziałam :D
UsuńTeż tego trochę nie ogarniałam, w sensie różnicy między japońskimi, a koreańskimi :D. Swoją przygodę też rozpoczęłam od Hada Labo :P
OdpowiedzUsuńCzytałam niedawno Twoją świetną recenzję :)
UsuńNie znam za bardzo azjatyckich kremow ;)
OdpowiedzUsuńObserwuj;) Może niedługo będzie jakieś Azjatyckie rozdanie ;) i będziesz miała okazję poznać :)
UsuńZapraszam na rozdanie,są świetne nagrody :)
OdpowiedzUsuńhttp://patricia-trishia.blogspot.com/2015/08/rozdaniecandy.html
Ale super wyjaśniłas :) miałam kiedys zasmówic mgiełki na ebayu witaminowe ale zrezygowałam teraz uzywam azjetyckiego bb i ma lrem ze sluzem slimaka azjatycki ;)
OdpowiedzUsuńAle super wyjaśniłas :) miałam kiedys zasmówic mgiełki na ebayu witaminowe ale zrezygowałam teraz uzywam azjetyckiego bb i ma lrem ze sluzem slimaka azjatycki ;)
OdpowiedzUsuńO pielęgnacji azjatyckiej mam niej więcej zerowe pojęcie, ale wpis bardzo fajny, dużo się z niego dowiedziałam ;)
OdpowiedzUsuńPS. A co do Lucky Boxa... Przyjęłam próg 6 miesięcy, dlatego że bardzo często zdarza się, że początkujące blogerki szybko tracą zapał i po kilku tygodniach ślad po nich znika, a w takim przypadku jako organizatorka miałabym duży problem ;) Natomiast pozwoliłam sobie przejrzeć Twój blog i wydaje mi się, że traktujesz to na poważnie, piszesz regularnie a każda notka jest wartościowa (widać że nie napisana po łepkach), dlatego postanowiłam zrobić wyjątek i jeśli nadal chcesz wziąć udział to czekam na Twoje zgłoszenie ;))
Wieloetapowa pielęgnacja u Azjatek jest po prostu super, u nas zazwyczaj nie zwraca się na to uwagi, kończąc na demakijażu i kremie...
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam nic z azjatyckiej pielęgnacji. Jakoś mnie nie pociąga;) miałam tylko kremy BB ale żadnen mi nie pasował
OdpowiedzUsuńu mnie rządzi aene :D
OdpowiedzUsuńŚwietna robota! Nie miałam pojęcia, że są aż takie różnice, ale jak dotąd nie miałam do czynienia z Azjatyckimi kosmetykami, nie licząc wciąż nietkniętych próbek Skin79 :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post :) o tylu rzeczach nie miałam pojęcia ! ):) faktycznie jesteś miłośniczką azjatyckich cudeniek:)
OdpowiedzUsuń