GRUDNIOWA LIFERIA OKIEM UŻYTKOWNIKA - Samuraj w wersji Oleeee!!!


Stwierdziłam, że to by było śmieszne gdybym po raz kolejny po prostu pokazała Wam co było w grudniowej Liferia xD . Zresztą jeżeli jesteście takimi świrami jak ja na punkcie boxów to na pewno jak zobaczyliście tylko pierwszego posta na liście czytelniczej dotyczącej tego pudełka  to na pewno od razu przeczytaliście ;p . No co sama tak robię hahaha xD .  Zresztą wybieram sobie kogoś kogo akurat czytać lubię :D ;p

Dlatego czytając jakiś czas temu post na blogu Elfie na temat podsumowania listopadowej edycji doszłam do wniosku , że interesował mnie znacznie bardziej niż same posty "pokazujące" co jest w środku i zdecydowanie chętniej PRZECZYTAŁAM (zamiast po prostu przejrzeć zdjęcia ;p ) .

Mała rzecz ale jednak ważna :p

Kiedy "ogarnęłam" wzrokiem zawartość wiedziałam, że mi się podoba ;p - Jechało Azją z daleka hahaha :D co widać na załączonym obrazku.


Zacznę od nie kwestionowanego hitu i wielkiego zaskoczenia tego pudełka czyli nowej maseczki od Mizon <3 Dust clean up. Jeżeli mieliście do czynienia z maseczką Hannibala od SKIN79 ( a kto nie miał) , która nie dość, że czarna to jeszcze z każdą sekundą bąblowała jak szalona żebym po kilku sekundach nic nie widziała to jeszcze bardzo mocno przesuszała mi skórę i pozostawiała nieprzyjemne uczucie tarzania się w mydle to ten produkt jest do niego podobny z różnicami.

Co do maseczki Mizona to było bardzo pozytywne zaskoczenie - maseczki Mizona są prawdę mówiąc dla mnie mega przeciętne , więc sięgałam po tę bardzo sceptycznie - po prostu była akurat pod ręką xD . Nie przeczytałam opisu na opakowaniu tylko wyciągnęłam z opakowania i zauważyłam, że jest jakaś dziwna ... W miejscu dotyku zaczynała bardziej musować :D 

Tutaj mamy białą płachtę , która po nałożeniu daje mega przyjemny efekt lekkiego mrowienia po twarzy - jakby tysiące bąbelków wybuchało mi na twarzy :D . Jak połączyłam efekt razem z foreo luną mini doznałam ekstazy :D  hahah

Dużym plusem jest to , że efekt nie jest taki hardcorowo intensywny jak w skin i zdecydowanie lepiej działała na mojej skórze - bez podrażnień , przesuszenia , skóra doskonale oczyszczona, a bąbelki nie oślepiały mnie zabierając całą przyjemność z zabiegu :D

Zdecydowanie MÓJ HIT :D

W gratisie dołączono próbkę vita lemon peeling  i choć wiem, że większość dziewczyn go kocha to osobiście go nie znoszę  xD , ze względu na to, że się u mnie NIE sprawdza , ale bardzo miły gest ;p



Kolejnym Azjatyckim złotkiem prosto od Mizona jest ich żel Aloeswy 90% .  Generalnie jest to moje bodajże 3 opakowanie akurat tego produktu? Kocham aloes i stosuję go gorąco i namiętnie gdzie się tylko da ;p więc ten choć nadzwyczaj - MALUTKI to jednak praktyczny, bo zabieram go wszędzie gdzie się da w podróży. 

Aloesu jest 90% i jest to różnica wyczuwalna w konsystencji - w przypadku tych z Holika Holika ( mój nr 1! ) , SKIN79 czy Nature Republic ( który btw jest królem aloesowych produktów!) . Jakby to powiedzieć... Konsystencja jest bardziej spójna i przypomina produkty typowo żelowe - po wyciśnięciu z tubki mamy idealnego glutka ;D haha . Jest też różnica w zapachu i wchłanianiu - dłużej się wchłania i tworzy coś  rodzaju mini warstwy okluzyjnej w przeciwieństwie do tamtych, które po kilku sekundach wchłaniają się nie pozostawiając niczego. Niestety zapach jest średnio przyjemny , nie ma tu kojącego zapachu ogórka - jest sztucznie.

Jak dla mnie największą zaletą tego Aloesu jest opakowanie w poręcznej tubce . W podróży zajmuje bardzo mało miejsca i bardzo dobrze łagodzi przykre objawy związane ze zmianą wody i otoczenia ( też tak macie??? Jak gdzieś jadę od razu mam stado alienów na twarzy ;/// mehhh !!)


Avena choć dziecko z Hiszpanii w koncepcie ślimaczo-kolagenowo-azjatyckim :D . Przyznam , że stawiałam , że będzie moim hitem , ale jednak nie... 

Tylko koncept był Azjatycki (ślimak ) konsystencję porównałabym do himalaya herbs , a jest to parafino-porównanie. Mega ciężki , mega zapychający moją skórą , trzeba też przyznać , że jest ogromny , ale za to moja Mama nie narzeka xD . Ona jest moją totalną opozycją - uwielbia treściwe , ciężkie kremy ( widzicie co ze starszym pokoleniem zrobił krem Nivea :D ) . Do tego ma bardzo intensywny słodki zapach , który jest dla mnie mdły . Napisano w ulotce , że jest do ciała i rąk , ale powiem szczerze, że przy tak tłustej konsystencji i długim wchłanianiu to nie za bardzo...

Jeżeli jesteście fankami mega okluzyjnych produktów - to produkt dla Was , ja bardzo lubię lekkie konsystencje. Miło było jednak poznać samą markę, bo nigdzie nie widziałam jej u nas .


VG Professional  i ich prasowany róż mineralny to taka kropeczka nad i do korektora z poprzedniego miesiąca. Jestem osobiści fanką "SERII" i lubię mieć w swoich zapasach produkty w podobnych opakowaniach ( wiecie co się mówi - NIEszczęścia chodzą parami i ja chyba taka jestem - para nie do pary :D ) 

Mocna plastikowa kasetka , która ma nieco toporne , ale solidne zamknięcie ( przynajmniej nie otworzy się w transporcie ;p ) z lśniącym czarnym plastikiem  z tendencją do palcowania ;p skrywa w sobie podobnie jak w korektorze dwa odcienie prasowanego różu. Pędzelek do nakładania bardzo kojarzy mi się z tym z różu Bourjois :D niektórym może wydać się nieco szorstki , ale przekonałam się, że jest IDEALNY do zebrania róży , bo są bardzo zbite i ciężko było mi je nabrać na palec , żeby zobaczyć pigmentację.


Zresztą widać na załączonym obrazku bo tarłam jak na tarce , żeby zobaczyć odcienie :D . Jaśniejszy kolor to subtelna matowa brzoskwinia bez żadnych dodatków "glow", ten ciemniejszy to bardzie przydymiony róż, kolory ładnie ze sobą współgrają dając efekt konturowania ( o tak nawet róże można konturować hahah :D

Nie jest to produkt dla kobiet lubujących się w ruskich lalach :D . Bardzo delikatne dziewczęce wykończenie w stylu produktów koreański ( make-up-no-make-up) , dlatego dla mnie jest produktem dobrym choć przyzwyczajona do wszechogarniającego "GLOW" :D trochę mi tego brakuje ;p 


Skoro jestem w temacie kolorówki i to mineralnej opowiem teraz o mini-mineralnym cacuszku z Neauty Minerals , które skradło moje serduszko nie tylko mini opakowankiem ( nie wiem czemu , ale ubóstwiam mini produkty) to  i przeeeeepięknym bardzo subtelnym brzoskwiniowym kolorkiem - cudownie rozświetla oko w sposób elegancki i nienachalny . Dorobiłam się ostatnio bazy z ZOEVA więc wreszcie miałam okazję porównać jak to wygląda bez i z i różnica jest jak między mercedesem a fiatem pandą xD hahaha.


Na koniec skoro , żeśmy się wypielęgnowały i umalowały to trzeba to wszystko jakoś zmyć i tu mamy żel do demakijażu z tołpa - dermo face, physio .  Produkt bardzo mnie sobą zainteresował bo mam prawdę mówiąc mierne doświadczenie z tołpa.  Mam słaby dostęp do ich kosmetyków i chyba poza żelam do mycia twarzy kupionego wieki temu w biedronce nie miałam nic z ich produktów.


Ma faktycznie żelową gęstą konsystencję , ale nie używam go do usuwania makijażu za pierwszym myciem - od tego mam olej , stosuję go po umyciu pianką jako 3 mycie i tak się sprawdza dobrze. Nie radzi sobie niestety z wodoodpornymi produktami jak moje fasio :D ( Ale z nim to mało co sobie radzi tak naprawdę xD ) . Dużym plusem jest to , że nie podrażania moich wrażliwych oczu - nie puchną i nie wyglądam po nim jak Panda i przede wszystkim nie łzawią ani nie zamazują mojego wzroku. 


Całość pudełka w moich oczach wygląda bardzo dobrze. Nie zauważyłam tu "typowych drogeryjniaków" , które są plagą w shiny i beg  . Podobało mi się też , że jest i pielęgnacja i kolorówka i nawet demakijaż . Wszystko było utrzymane spójnie i praktycznie wszystko jestem w stanie wykorzystać więc - Liferia trzymam za Ciebie dalej kciuki!











LIFE IS BETTER WITH THE CAT!


14 komentarzy:

  1. Roz jest absolutnie zachwycający!

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam te maskę Mizon i bardzo fajnie się u mnie sprawdziła. Nie mam porównania z tą ze Skin79, ale mam ochotę wypróbować.

    OdpowiedzUsuń
  3. jedno z najlepszych pudełek ostatnich czasów :)
    ps też się poparzyłaś? :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię posty, które podsumowują co się z danego pudełka sprawdziło :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Używam tej tołpy, ale jakoś nie urwała mi niczego ;( Krem ze ślimaczkiem początkowo mi się spodobał, ale chyba też oddam mojej Mamie, one mają inną skórę i kochają parafinę jak widać :D A cieszę się z tego aloesu :) I dobre jest takie podsumowanie, ja tak zrobiłam chyba z pierwszym pudełkiem, że opisałam już po kilku użyciach, to chyba lepsze rozwiązanie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Liferia ma naprawdę fajne produkty ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Całkiem ciekawe produkty, większość chciałabym przetestować :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajne pudełko! Ale jakie Ty masz Pati słodziaśne pazurki <3 <3 O nie mogę ! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. To pudełeczko im wyszło :) Jedyne czego bym się czepiła to tołpy, ale wiadomo - każdy lubi co innego :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Pudełeczko wygląda naprawdę fajnie! :) Też lubię aloesowe kosmetyki! ❤ Chyba pójdę zaraz po mój aloesowy krem do rąk! :D hehe... Fajnie nawilża mi dłonie i ma taki ładny zapach! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawe pudło! Ja akurat bardzo lubię Mizona, róże też mi się spodobały :) Kosmetyki aloesowe dzięki Tobie też stale mi towarzyszą i się lubimy :)

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo fajna paczucha :D właśnie ciekawiła mnie ta maseczka musująca :P z opisu brzmi super chyba kupię gdy znowu będzie w tkmaxxie :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Grudniowym boxem Liferia przebiła polskie pudełka:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 interendo , Blogger