HELLO AZJATO- HITTY i AZJATO - KITTY - czyli HITY I KITY w wersji HELLO KITTY :D part 1 .
To jest ostatni post , który zapewne opublikuje przed wyjazdem do Korei . Jestem tak podekscytowana moim wakacjami , że przebieram nóżkami i nie wiem co ze sobą począć :D . Chociaż może napiszę jutro jakąś listę co zamierzam kupić ? Na pewno postaram ponagrywać pełno filmików i nawet będę mieć gościa specjalnego czyli - Mint on Mars <KLIK> :D musicie wiedzieć , że Minty to kochana osóbka , która bardzo mi przed wyjazdem pomaga :) Tłumaczy jak Abel krowie na rowie co i jak ze spokojem niczym Budda :D .
Denkuje ogromne ilości kosmetyków , tych pielęgnacyjnych głównie Azjatyckich i myślę , że przez te ponad dwa lata jestem winna moim czytelnikom podsumowanie - co bym poleciła a co jednak można sobie darować ;p . Ten post ma pokazać , że wśród Azjatyków są nie tylko "ochy" i "achy" ale też "mehy" , a nawet i "buuu..."lub też "beeee.." . Zabierałam się do tego posta jak pies do jeża xD i prawdę mówiąc sama nie wiem co z tego i ile wyjdzie xD.
Jestem typem, któremu jeżeli coś spodoba się w danej firmie stara się wypróbować praktycznie większość ich produktów , dlatego też czasem sama się dziwię , że produkty , które mogły być mega HITTEM okazują KITTEm ;D . W poście pokażę też jak "up-grade" potrafi spartolić sprawę i z naprawdę dobrych produktów potrafi wystrugać szajs lub też wyższa szkoła blogo-lansu potrafi z czegoś co jest "średnie"- produkt gwiazdę :D . Post jest też raczej moim osobistym porównaniem :) . Często pokazuję tu produkty od razu po kupieniu i wiedziona falą entuzjazmu klasyfikuję je jako "WOW" jednak w czasie użytku potrafią mi popsuć szyki.
Nie zrozumcie mnie źle :D . Piszę tu z własnego super-egoistycznego punktu widzenia :D , rozpatruję te produkty pod kątem własnej skóry i jej potrzeb , dlatego to , że u mnie coś się nie sprawdziło nie oznacza , że u Was nie będzie strzałem w 10.
Pamiętajcie YMMV! ( Your Milage My Vary) -czyli to co sprawdziło się u mnie nie koniecznie sprawdzi się u Ciebie!
1. Klairs Fresh Juice Vitamin C (HITT! vs Midnight Blue Calming Cream vs Cleansing oil (KITT!)
Moim osobistym hitem numer jeden , którego denkuje już nie wiem, które opakowanie jest serum z witaminą C Fresh Juice Vitamin C drop z Dear Klairs . Jest to produkt , którego absolutnie nie zamierzam rezygnować i te drobne przerwy kiedy go nie miałam udowodniły mi, że moja cera absolutnie nie może bez niego żyć :D . Serum jest wyjątkowe pod każdym względem - konsystencji ( niby woda niby olej) , działania ( na twarzy daje uczucie ciepła ) i działania ( po jedynym użyciu przebarwienia są wyraźnie zmniejszone ;) . Kocham , kocham i jeszcze raz kocham!
Generalnie Klairs mogę śmiało polecić fankom naturalnych kosmetyków dlatego jakimż moim ogromnym zdziwieniem i niewypałem okazał się NIEBIESKI krem midnight calming cream z tej firmy , po którym spodziewałam się szału , a który nie robił mojej cerze ABSOLUTNIE NIC no może poza tym, że drań miał tendencję do robienia mi zaskórników . Zero obiecanego łagodzenia podrażnień , zero wyrównywania kolorytu. Po prostu NIC - jednym słowem 'meh' .
Podobnież sprawa się ma z olejem do demakijażu - na co mi jego naturalny skład kiedy pod wpływem wody nie emulguje tylko dalej zostaje olejem pozostawiając mi smalec na twarzy ? Ciężko go zmyć więc nie jest to wersja dla zapracowanych plus mocno kojarzy mi się z Polskimi odpowiednikami.... buuuuu.....
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-EpIZq68N9r0IoV8wB1IEJ9Kc7IqiGewcN7AEBgiCA6yFklLe_j3JO5I4RWy_YQ0WAft2u1F-_7kQyLZOGTdiS8mh_08zUhHIErI0G7Q4jvRTv9E1v_jzyAK-AJ-tkNj4WI1j5LBibcY/s640/SAM_1204.JPG)
2. Hada Labo Lotion złota wersja premium (HITT!) vs Oil in (KITT!)
Tak jak kocham lotion Hada Labo wersję Premium , która zawiera 5 rodzajów kwasu hialuronowego ( wiece 5 rodzajów wielkości ;P) . Jest on nieco bardzie treściwy niż klasyczna biała wersja , dzięki czemu daje lepsze nawilżenie i prawdę mówiąc na lekko wilgotną skórę wystarczy tylko kropelka i twarz jest mocno "upita" ;p . Bardzo dobry produkt dla osób , które mają suchą skórę , idealny również pod makijaż ( sama tak stosuję) .
Nowy produkt Oil in one kupiłam bo mnie mega drań skusił tym słowem "oil" i myślałam, że będzie to coś przełomowego w mojej pielęgnacji bo generalnie moja wredna zaskórnicza skóra nie toleruje produktów na bazie oleju . Szczególnie czytając opis producenta o "nano kapsułkach oleju" uwięzionych w środku ( wyobrażałam sobie , że będą pływać ) a tu guzik. Otwieram i mam wrażenie, że mam zwykłą wodę. Nie zauważyłam żeby robił cokolwiek na mojej twarzy , nie jest to też produkt super nawilżający jak ten powyższy . Ma niby w składzie niacynamid , ale też jakoś tyłka nie urywa...Po prostu MEH....
3. Bifesta make up remover (HITT!) vs Bifesta moist cleansing lotion ( KITT!)
Dwufaza Bifesty to dla mnie produkt niezastąpiony. Wiecie jak mało jest produktów przy , których pozostaję wierna ? To jest jeden z nich . Zamawiam zwykle u Berdever.pl więcej bo zwyczajnie jestem chora kiedy się kończy xD . Płyn dwufazowy jest niezwykle delikatny dla oka rozpuszczając nawet wodoodporny Fasio , który poza nią mało na co reaguje ( no dobra na olej też , ale nie lubię olejów pod tym względem , że po zmyciu zostawiają u mnie na oczach mgłę , która znika po chwili )... Pozostawia też na oku lekką przyjemną tłustawą poświatkę , która zabezpiecza wrażliwą okolicę oka przed nadmiernym agresywnym działaniem otoczenia i wysychaniem. Bardzo dobry produkt , wart swojej kasy!
Firmową siostrę kupiłam no bo sami spójrzcie.... Hello Kitty limited edition i większe opakowanie. Spodziewałam się tego samego tymczasem jest MEH...z okresowym buuu.... Nie domyje Fasio o nie..... Myję nim pędzle i na pewno nie kupię ponownie! Po prostu zwykły micek jakich wiele.
4. Neogen green tea vs żurawina
W tym wypadku być może jest to moje marudzenie... Miałam wszystkie pianki Neogen zaczynając od zielonej herbaty i wszystkie bardzo lubię poza wspomnianą żurawią , której na pewno ponownie NIE kupię - nie ma takiej opcji po prostu... Pianki Neogenu są o tyle przełomowe, bo wewnątrz pływają ŻYWE rośliny czyli - zielona herbata , żurawina, jagody i ryż , które nie psują się co ciekawe. Te pianki są bardzo wygodne ,bo po wyciśnięciu nie trzeba ich spieniać, mają lekki zapach i ładnie pielęgnują skórę nie przesuszając jej. Zieloną herbatę lubię najbardziej ze względu na jej właściwości - oczyszczająco / wyciszające i zamykające pory .
Czym podpadła mi więc żurawina ? Jak pisałam miałam wszystkie i ŻADNA poza oczywiście ŻURAWINĄ mnie nie zawiodła. W żurawinie miałam jakąś felerną pompkę ,która mi nie ciągnęła xD ( jak śmiesznie to brzmi xD haha ) plus pianka zepsuła się... To znaczy żurawina zgniła... buuuuuuuuu!!!! Choć w sumie można to nazwać naturalną fermentacją xD .
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgx8WqV1sXoinGoE6XfzD1i3ijQI9IgSy0btMOpo__Zd0zFakp3OM7DzHBYgcwduwFZ5qUnRr7Ry4a4vGWw1nJc9rEU3_xzh5b1J5G07aY5m_cMyiPfWYUnge26SZTMrt2lrDOJovUU5rI/s640/SAM_1200.JPG)
5.Mizon vita lemon sprakling pack skin tightening ( HITT!) Mizon vita lemon sparkling enzime peeling ( KITT!)
Seria lemon z Mizon to jedna z moich ulubionych :) i to dosłownie ;) Bardzo lubię jej delikatny zapach i żelowiaste konsystencje. Uwielbiam też peelingi enzymatyczne. W tym wypadku możecie mnie hejtować nienawidzić i gadać co chcecie ale tu działa zasada YMMV! Vita lemon Sprakling u mnie totalnie NIE działa. Działa ale jakoś po chińsku xD . Zamiast ładnie "enzymować" skórę w białe kłaczki po prostu nie daje rady... Włazi pod skórę i robi gródki galaretki , której nie mogę w ogóle zmyć i się pozbyć chyba , że zdrapię paznokciami. Próbowałam również na wilgotno i jest jeszcze gorzej . beeeeee!!!!
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgyd3gD_BOR03M_6Hx2L_Uzg8AXs8-Xy0PM4Dke8ig9ApESQpu7KsUZNHHNZGXSHDhTnkvtnTHKnknvM5TNHTOgf0cSC36azlmhrYv-ywh7-2UTyxccBcbvlw8ZXjBDwSDmUTlRl240-M/s640/SAM_0692.JPG)
Za to skin tightening to prawdziwa perełka :). Uuuu.... Jest to jakby to powiedzieć.... Maseczka z glinką w sprayu , która po nałożeniu i rozsmarowaniu na twarzy ładnie po pewnym czasie delikatnie bąbluje nie zasychając i pozostawiając skórę ładnie oczyszczoną ale nie przesuszoną. Do tego cały czas towarzyszy nam przyjemny delikatny cytrusowy zapach. Jest miłość <3
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3pD-2ZNWO74oNAIx8q5E76Gd48dpLm3SnS0RccztbU3VthaaNc_zkKtj3QGwI90M5zkPXvARZ57J-NUsdgCSF8gF9hB8_H557rUvluPnahQTN8b3pgiqfcNSepKiqs_k39WGRM6qZOzo/s640/SAM_0951.JPG)
6. Ginvera stara wersja a nowa wersja.
Poznałam Ginverę z polecenia Azjatyckiego Cukru . Pierwszymi produktami , które miałam były stare wersje ( dużo ładniejsze niż obecne ) peelingu enzymatycznego z zieloną herbatą i toniku , miałam również krem bb z tej serii , ale od samego początku był dla mnie zbyt treściwy. Za to zarówno tonik jak i peeling - pierwsza klasa. Były to mercedesy w swojej klasie zarówno pod względem działania jak i dizajnu. Mała ilość super efekt - tonik przepięknie domykał pory i je oczyszczał bez zbytniego wysypu , peeling bardzo łagodnie złuszczał skórę oczyszczając pory. Był tak dobry , że stosowałam go praktycznie codziennie obserwując cudowne efekty.
A teraz co ? Chamski festyn , butelki z minimalistycznych zieleni z eleganckiego mlecznego szkła zamieniono na zwykłe plastikowe z naklejką ( w pokrzywę ;p ) , skład niby wzbogacono o ekstrakt z shiso co w sumie wyszło na gorzej , bo produkty nie działają tak dobrze ja kiedyś. I z ręką na sercu muszę powiedzieć, że w tym wypadku upgrejd zrobił produktowi krzywdę. <chlip chlip>
7. MIZON essence (HITT!) Missha time revolution essence ( KITT!)
Niby praktycznie te same produkty , bo oba są esencjami ze sfermentowanych drożdży inspirowane esencją ze SKI- II i jej "pitery" , ale cenowo jest jednak różnica plus w działaniu również. Missha jak dla mnie to typowy przykład "reklama dźwignią handlu jest" tak tak... Produkt w pięknym szklanym opakowaniu jest po prostu nijaki. Po chluśnięciu na rękę - zwykła woda , bez barwy bez zapachu i jak dla mnie bez działania xD. Nie zauważyłam ani rozjaśnienia, ani oczyszczenia , ani lepszego przygotowania cery do chłonięcia następnych layeringowych warstw. Nada...
Wersja z Mizona ma kolorek bardziej brunatny w składzie jest 95% drożdży i ma lekko wyczuwalny zapach . Kolor świadczy o tym , że produkt jest mniej przetworzony. Zdecydowanie lepiej przygotowuje cerę na inne produkty no i mniej kosztuje xD... Jedna z moich lepszych wodnistych essencji . Śmiało mogę ją polecić i myślę, że za jakiś czas do niej powrócę.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbJpnu_9zjRUyc5saNwp-bpS2Vn2Lk7NsZ-LKbdAu3Ic10DrRXIMMICcnG_GhyphenhyphenlpDapu9emj4IuIWJC5x4FiiZIRbXhRmlmGAZIRrhnw-8O0pO_rGoKUGBlMWaDEjBqBvb3zfLjDhqGhU/s640/SAM_0690.JPG)
8. Skin 79 BB o2 cleanser (HITT!) vs yumm yumm cleanser (KITT!)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIL-FCuOtY5ZKUolh2NyBGqaaP8JHwLyfLO_1i2DNI5Fu7EYXRJ1NfuFyL8tX4DxVig_zqt6WFrMQfU4ysHvJkBT5ofZZcJMUrUSJ-SA6QeEqS_xms8GsZ9thbLPclIfPuvEWiYNnaZcg/s640/SAM_0706.JPG)
O2 to przyjemny bąblujący myjacz dedykowany do usuwania produktów BB. Pamiętam kiedy pierwszy raz go użyłam i cieszyłam się jak dziecko z efektu "bubble" :D . O mamo to uczucie musowania na twarzy przy użytym minimum produktu :D Hahaha. Produkt miał tylko jedną wadę - opakowanie chyba było nie do końca szczelne i minimum produktu , które pozostawało w pompce po użyciu nadal musowało i wyciekało poza opakowanie , tak, że zawsze było wyfefłane bąblingiem ;p . Skin79 niestety ale akurat ten wycofał i zastąpił jak dla mnie brzydszym opakowaniem , ale działanie pozostało. Nie wiem czy wada została usunięta - szczerze mówiąc nie kupiłam tego nowego , miałam całkiem pory zapas z wielkiej "WYPRZ" , plus całkiem sporą ilość próbek nowego produktu . Myślę jednak ze pora do niego wrócić, bo za nim tęsknie :D
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihK33Dx6sD3MuiU_MTuEhquwnbGrbn0Vza-uYCRX8TSlcB8zgrF-7dcENELt98Yr_VZSyrUYxRQzB13fvg_BK-bz8Qffl2SXeCthWjdYwYfV55Dage3VxrQD_vb-zelLDpVOdWmeW04ZI/s640/SAM_0693.JPG)
YUMM YUMM cleanser .... To był produkt z cyklu "nadzieja białych xD " przypominał mi Almette , miał piękne opakowanie przypominające elegancki słoiczek , skład tak, że głowa mała i co ? I jajco... Miałam wszystkie 3 wersje - pierwszą , drugą i limonkową. Do tej pory mam traumę jak traumascan .... xD Tak zapchał mi i zaalergizował cerę. Wysyp tysiąclecia normalnie. Never forever....
YUMM YUMM cleanser .... To był produkt z cyklu "nadzieja białych xD " przypominał mi Almette , miał piękne opakowanie przypominające elegancki słoiczek , skład tak, że głowa mała i co ? I jajco... Miałam wszystkie 3 wersje - pierwszą , drugą i limonkową. Do tej pory mam traumę jak traumascan .... xD Tak zapchał mi i zaalergizował cerę. Wysyp tysiąclecia normalnie. Never forever....
9. COSRX AHA 7 white power liquid a BHA summer pore minish serum
W tym wypadku chyba również działa moja niechęć ;p . Jestem typem , który kocha COSRX miłością ogromną. Wieczną ;p Praktycznie czego do łapki od nich nie wezmę to jest hicior :D . Serio. Serio serio . AHA 7 white power liquid to jeden z absolutnych hitów i ulubieńców , wyróżniający się nawet na tle innych produktów marki. Kwasy na mojej buzi goszczą często. Często również korzystam z profesjonalnych usług w gabinetach kosmetycznych . I muszę przyznać, że jeżeli ktoś nie ma kasiutki na regularne wizyty w spa to ten produkt jest w stanie zastąpić profesjonalną pielęgnację. Po zastosowaniu praktycznie natychmiast czuć typowe dla kwasu glikolowego pieczenie , prawdę mówiąc stosuję go okazjonalnie kiedy moja skóra wymaga SOS ;p ( o tak wypalanka syfów z twarzy :D ) , całkiem nieźle radzi sobie również z zaskórnikami okolicy T . Zostawiałam na momencik - nie dłużej niż minutka i zmywałam bo myślę, że zbyt długie użycie mogłoby się źle dla mnie skończyć ;p . Mimo to nie zauważyłam ani łuszczenia skóry ani podrażnienia , a efekt był bardzo dobry - skóra delikatniejsza, bardziej miękka , a pory zamknięte . Eh... COSRX kocham Cię :*
Mimo to BHA summer pore minish serum pozbyłam się niedawno z czystym sumieniem. Mimo obecności BHA ( kwas acetylosalicylowy) z pływającą wewnątrz rozkruszoną aspiryną ( żaden tam magiczny puder jak go nazywają :D ) doprowadzał mnie do szału zatykając owym magicznym pudrem pompkę tak, że nie pobierała produktu. Tak faktycznie magiczne to miałam wkurwienie xD . Bezcenne.... Tak mnie drań irytował, że prawdę mówiąc nie jestem w stanie powiedzieć czy działa czy nie... Bo sama myśl o użyciu wprawiała mnie w szał.
Mimo to BHA summer pore minish serum pozbyłam się niedawno z czystym sumieniem. Mimo obecności BHA ( kwas acetylosalicylowy) z pływającą wewnątrz rozkruszoną aspiryną ( żaden tam magiczny puder jak go nazywają :D ) doprowadzał mnie do szału zatykając owym magicznym pudrem pompkę tak, że nie pobierała produktu. Tak faktycznie magiczne to miałam wkurwienie xD . Bezcenne.... Tak mnie drań irytował, że prawdę mówiąc nie jestem w stanie powiedzieć czy działa czy nie... Bo sama myśl o użyciu wprawiała mnie w szał.
10. Banila co. zero clean it vs Heimish all clean balm.
Banila co. i jej balsamy do demakijażu to produkt kultowy , ale część z Was nie znosi ich za to , że są prawdę mówiąc "mineral oil" , czyli po prostu syntetyczne. Mimo to ładnie pachnie różową landrynką i bardzo dobrze emulguje w kontakcie z wodą , a prawdę mówiąc tego oczekuję po azjatyckich produktach . Mam chimerną zaskórniczą cerę i NIGDY nie zauważyłam po ŻADNYM oleju syntetycznym, żeby zapchał mi cerę . Jestem walnięta pod względem zapachu. Coś może być nie wiem jak dobre, ale jeżeli cuchnie no sorry memory używać NIE będę. U mnie jest zawsze system zero jedynkowy - działa i nie działa.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcMklMWcNZNC8whxQWSzcN5Xrz91Y_SlU5gBwUl9DJXpeOO5Ytv2vsh6XWH_59BfPak1jLNbHE9z6H0oRpc3qTiN0IO9F7H8ijrMGgdx4L1cyVoaZ95Kmzlp05hEhk_OzpHZLpTM48KI8/s640/SAM_1081.JPG)
Hemish uważany jest za NATURALNY odpowiednik Banili , ale dla mnie to jest DUŻO na wyrost. Oprócz tego , że jest balsamem do demakijażu w ogóle nie jest podobny do Banili . Banila NIE śmierdzi , a ten drań tak. O mamo... No nie lubię tego zapachu , plus jakoś dziwnie tłuścił mi cerę i pomimo naturalnego składu jakoś nie do końca radził sobie z oczyszczaniem mojej cery co skutkowało trądzikiem kosmetycznym. Jestem na nie. I tyle. Naturalny nie znaczy czasem lepszy.
Banila co. i jej balsamy do demakijażu to produkt kultowy , ale część z Was nie znosi ich za to , że są prawdę mówiąc "mineral oil" , czyli po prostu syntetyczne. Mimo to ładnie pachnie różową landrynką i bardzo dobrze emulguje w kontakcie z wodą , a prawdę mówiąc tego oczekuję po azjatyckich produktach . Mam chimerną zaskórniczą cerę i NIGDY nie zauważyłam po ŻADNYM oleju syntetycznym, żeby zapchał mi cerę . Jestem walnięta pod względem zapachu. Coś może być nie wiem jak dobre, ale jeżeli cuchnie no sorry memory używać NIE będę. U mnie jest zawsze system zero jedynkowy - działa i nie działa.
Hemish uważany jest za NATURALNY odpowiednik Banili , ale dla mnie to jest DUŻO na wyrost. Oprócz tego , że jest balsamem do demakijażu w ogóle nie jest podobny do Banili . Banila NIE śmierdzi , a ten drań tak. O mamo... No nie lubię tego zapachu , plus jakoś dziwnie tłuścił mi cerę i pomimo naturalnego składu jakoś nie do końca radził sobie z oczyszczaniem mojej cery co skutkowało trądzikiem kosmetycznym. Jestem na nie. I tyle. Naturalny nie znaczy czasem lepszy.
Przygotowałam jeszcze "part 2" . Jak zabrałam się do tego to ciągle coś tam mi się przypominało :D i ciągle musiałam coś tam dopisać :D . I jak Wam się podoba mój zestaw specjalnej troski :D ?
![](https://1.bp.blogspot.com/-DRVncpSXMiI/WQjVS5Y9kiI/AAAAAAAAF6k/Eww1tSJKRJ88liOT0VB4msfKeoZSwCZqACLcB/s320/interendo1-po.jpg)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz