Pokazywanie postów oznaczonych etykietą CO OSTATNIO PRZECZYTAŁAM. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą CO OSTATNIO PRZECZYTAŁAM. Pokaż wszystkie posty
SEKRETY KOREAŃSKIEGO PIĘKNA  PO POLSKU CZYLI  KOREAN  BEAUTY SECRETS  COCO PARK KERRY THOMPSON

SEKRETY KOREAŃSKIEGO PIĘKNA PO POLSKU CZYLI KOREAN BEAUTY SECRETS COCO PARK KERRY THOMPSON




Pamiętam kiedy  czytałam  tę książkę  po  angielsku  .  Pamiętam  te wypieki  i rumieńce , bo oto znalazłam  nową  biblię  koreańskiej  pielęgnacji.  Znalazłam ją przez przypadek kiedy  szukałam jakiś  książkowych  informacji  na  temat Azjatyckiej Pielęgnacji i choć cena  była porażająca  w Polsce ok 150zł  to i tak ją  kupiłam i nie żałuję.  Kiedy  zobaczyłam  po  ok  3 latach  polskie wydanie  podskoczyłam z radości  , bo oto  ta tajemna  wiedza stała  się  dostępna w moim ojczystym  języku  i chętnie  przeczytałam  ją  ponownie :)

Wydawnictwo  Quello  wraz  z partnerami  Sachi.pl , Kontigo i Ojeju stanęło na wysokości  zadania i żadna  cenna informacja  nie  umknęła  - nawet  słowniczek  INCI po koreańsku  został przetłumaczony na język Polski  co uważam  za ogromny plus  tej  książki .  Ile razy  denerwowałam się, że na opakowaniach  koreańskich kosmetyków  są krzeczki , których totalnie NIE rozumiem?  Teraz  nic  już się  nie ukryje :D  Wszystko jest jak  na  dłoni :)  .


Książka   jest  dedykowana  każdemu , kto chce poznać  tajniki  koreańskiej  pielęgnacji . Napisana prostym językiem  bez  zbytecznego  rozwlekania i  utrudniania , bardzo  dobrze  i szybko  można  zapoznać  się ze wszystkimi  informacjami  w niej zawartymi.  Co jest bardzo  przydatne  zwłaszcza  dla osób , które  rozpoczynają  swoją  przygodę z Azjatykami :) .  Oczywiście osoby  mojego pokroju  (starzy  wyżeracze ;P )  chcieliby  , żeby  było  wszystko jeszcze bardziej  szczegółowo opisane , ale  to już prywatne preferencje.


Początkowo  zapoznajemy się  z podstawowymi   surowcami  używanymi  w Koreańskiej  kosmetyce  oraz  kolejności   stosowania  poszczególnych  produktów  .  Potem szybko  i przejrzyście  dzięki radom  autorek możemy  skonstruować własny  rytuał   pielęgnacji  .  Podobało  mi się  zwrócenie  przez  autorki uwagi  na  temat  słów  kluczy  , na które powinnyśmy  zwracać  uwagę przy  doborze własnych  produktów .

Moim  ulubionym  rozdziałem  jest ten , w którym  czołowi  Asian Beauty Blogerzy  opowiadają  o swoich  rutynach  pielęgnacyjnych  - dzięki  temu poznałam  całkiem sporo  produktów,  których nie miałam i nie używałam  , a nabrałam na  nie smaka.  Ściągnęłam  też  kilka  innych  blogerskich  patentów :D  no i nie ukrywajmy  - stałam się wielką  fanką ich  blogów.


W ramach  ciekawostki  i coś co mnie mocno  zdziwiło  - w  książce  znajdują się  też  informacje  na temat Azjatyckiego makijażu.  Są  to raczej  proste podstawowe info  ,  ale dla  osób  , które raczej nie malują się wcale  ( jak ja ;p)  są  wystarczające :D .

Książka  w języku  Polskim  jest wydana ładnie i estetycznie .   Lekko  różowa  kobieca  okładka  w zintegrowanej  oprawie sprawia , że jest bardzo  poręczna  i na szczęście nie ulega  szybkiemu uszkodzeniu (wiem bo ostatnio noszę ją w torebce i czytam  w każdym  wolnym momencie ;p)  .Na  szczęście posiada  prosty  ale bardzo  przydatny patencik w postaci wmontowanej do środka tasiemki, która jest zakładką  ( kocham  ją za to ! ) .


Mam nadzieję, że będzie więcej  tego  typu  książek .   Osobiście marzę o jakimś  Asian  Beauty planerze  na cały  rok  wydanym w pięknym  stylu  kawaii (  no co  infantylna jestem  zawsze :D ) . Dziękuję  wydancitwu  Quello oraz  partnerom za tak  cudowną  niespodziankę na naszym  rynku!

THE TASTE OF SUMMER : DIETA DĄBROWSKIEJ . CZYLI Z CZYM TO SIĘ JE ? EFEKTY . NA CZYM TO POLEGA

THE TASTE OF SUMMER : DIETA DĄBROWSKIEJ . CZYLI Z CZYM TO SIĘ JE ? EFEKTY . NA CZYM TO POLEGA




Kolejny miesiąc już za pasem a ja jakoś blogersko się nie popisałam. Całą swoją "parę" przelewam na Hello Asia vol. 3 i jestem jeszcze przed urlopem ;p Więc sami wiecie jak to jest  - praca, praca i jeszcze raz praca . Zwłaszcza, że żeby ktoś mógł odpoczywać ktoś inny musi za dwóch pracować i tak jest aktualnie u mnie. Prawdę mówiąc smak mojego lata był bardzo ... Owocowo-warzywny. O diecie Dąbrowskiej , która tak naprawdę nie jest wcale dietą , a postem usłyszałam na początku mojej pracy w przychodni ( czyli już prawie 3 lata temu)  , kiedy to jedna z pacjentek zapytała mnie co o niej myślę. Nie myślałam wcale ;p. Łącznie z tym, że kiedy usłyszałam na czym to polega obudził się we mnie gniew i od razu pomyślałam "Oezu DRUGI DUKAN..." . I nie jest to skojarzenie trafne. Obie diety są całkowicie różne - Dukan opierał się na produktach białkowych , tu raczej typowo low calories. Chodzi mi po prostu o to , że  byłam świadkiem na jednej z moich koleżanek jakie spustoszenie zasiała w niej dieta Dukana. I to nic, że schudła 19 kg w pół roku , skoro kiedy ostatecznie zemdlała na zajęciach i postanowiła wrócić do normalnego odżywiania przytyła 22kg w ciągu 3 miesięcy... Takie było moje skojarzenie z dietą Dąbrowskiej - efekt jo-jo murowany i to z niechcianym boczkiem.

Prawdę mówiąc nie jestem zbyt dumna ze swoich pobudek , czemu zdecydowałam się na dietę. Nie jest to też moja pierwsza dieta. Pierwszą "uprawiałam" na jakiś rok przed ślubem i schudłam 11 kg w 3 tygodnie , a sposób w jaki osiągnęłam ten wynik był... No niezbyt inteligentny xD ( nie nie ucięłam sobie nogi xD ) . Nie będę jednak przedłużać i opowiadać Wam historii "swojego życia" . Na Dąbrowską zdecydowałam się dlatego , że od kiedy zaczęłam pracować ( czytaj : nieregularnie jeść , spać i odżywiać się jeszcze większą ilością śmieciowego żarcia i słodyczy głównie w godzinach nocnych , a mój tyłek usiadł i przestałam robić ze sobą cokolwiek , bo cały swój wolny czas, a mam go mało wierzcie mi, spędzałam na spaniu ) .Przytyłam w ciągu 3 lat - 18 kg. Co przy moim chomiczym wzroście 160 cm jest po prostu dramatem. Zwłaszcza, że po moim spektakularnym schudnięciu ważyłam 52 kg  i udało mi się to utrzymać jakieś 2 lata , a potem to już równia pochyła... Czarę goryczy przechyliła 7 z przodu wagi i fakt , że jestem świadkową na ślubie brata ( czytaj zdjęcia happy hippo do końca życia xD ) . Nie pomagała myśl, że moja przyszła szwagierka całe życie była szczupła w wersji bardzo przy wzroście 175 cm i nogach modelki miała 57 kg , a teraz jeszcze schudła do 50 kg... Wyobrażacie sobie mnie przy niej ? Toć to zeszpecenie zdjęć ślubnych xD i powinno być karalne xD . No właśnie.  Myślenie o tym, że wszyscy będą komentować jak potwornie wyglądam mrozi mi krew w żyłach, a  myśl , że mam poleźć i kupić sobie sukienkę załamuje mnie i rozwala na łopatki.

Widziałam , że część "kumpelek" blogerek zdecydowała się na nią i miała całkiem przyzwoite efekty , bez mdlenia , osłabienia itp.  zebrałam się do kupy i sama przystąpiłam do działania...


BUT FIRST...

Kup książkę. Mówię serio. I to nie tę z przepisami Dąbrowskiej , bo informacji jest w niej co kot napłakał , a przepisy totalnie nie w moim kanonie smakowym ;p , a tę drugą - "DIETA DĄBROWSKIEJ I CO DALEJ" . Tak naprawdę to właśnie ten tytuł odmienił moje życie i stał się źródłem cennych informacji. Jak ROZSĄDNIE WYCHODZIĆ Z DIETY !! 

CZY CIĘŻKO?

Zależy jak na to spojrzeć. Motywacja to silne przekonanie o słuszności czegoś. Tak naprawdę cała walka odbywa się we własnej psychice. Zwykle kiedy robię się głodna myślę o czymś słodkim. Z perspektywy całej diety mogę powiedzieć Wam z ręką na sercu , że nie miałam problemów ze słodyczami , bo zastąpiłam je owocami , a z.... MIĘSEM. Jestem drapieżnikiem i lubię mięsko. Dostawałam odruchu psa Pavłowa na widok kotleta schabowego. Dochodziłam nawet do absurdów w postaci kupowania sobie obiadu, tylko po to , żeby powąchać ten zapach xD Potem kotleta zjadała moja Mama xD  . Nie ciągnęło mnie do słodyczy , bo kiedy robiłam się głodna szłam od razu zjeść jabłko , albo wypić sok grejpfrutowy . I tak dałam radę przetrwać przez miesiąc . Jedyną niekonsekwencją , którą zmodyfikowałam na własną rękę były... ZIEMNIAKI. Serio. Nie sądziłam ,że kiedykolwiek to powiem , bo jestem z rodziny gdzie jak dziecko już nie mogło obiadku to mama mówiła "zjedz chociaż mięsko" , ale ziemniaki w różnych wersjach stały się moim ulubionym daniem , obok jabłek , która wpalałam hurtowo ;p. Nie czułam też głodu. Bezkarnie jadłam owoców i warzyw ile wlezie więc jakoś mój żołądek nie biedował.

EFEKTY?

W miesiąc schudłam 7 kg . Bez ruchu. Tylko dieta. Moja aktywność nadal opierała się na chodzeniu do pracy i z pracy z psem na godzinnym spacerze , więc prawdę mówiąc bardzo pierwotniacza xD. Pomimo tego, że bardzo lubię Ewę Chodakowską i jej programy , jakoś nie mogłam zmusić się, żeby z nią pofitnesować lub wyleźć z chaupy i pobiegać. Aktualnie wróciłam do wagi sprzed mojego "pierwszego" odchudzania - 63 kg i można powiedzieć "no ujdzie"... Przynajmniej pacjenci w przychodni nie pytają się mnie czy jestem w ciąży xD  . Po drugie bałam się, że jak wpadnę w ćwiczeniowy szał , mój organizm oszaleje i będzie domagać się węglowodanów - dużo , słodko , przebrzydle słodko, kalorycznie i niezdrowo.


NA CZYM TO POLEGA?

Post Dąbrowskiej to tak naprawdę dieta owocowo-warzywna z wykluczeniem NIESTETY , ale części warzyw ( strączkowe - chlip chlip fasolka :( , omawiane przeze mnie ziemniaki ... meh...) i większości owoców ( w tym wypadku możemy jeść tylko jabłka, grejfruty , cytryny , maliny , granat, jagody i kiwi) . Można pić soki z wyżej wymienionych owoców i warzyw, ale trzeba pilnować , żeby nie były słodzone plus kawa i czarna herbata odpadają ( poza tym herbatka jest ok) , nie wspominam oczywiście o winie i innych alkoholach. Mile widziane wszelkie kiszonkowe wariacje - ogórki , kapusta i co tam lubicie.  Ot cała filozofia, ale w praktyce nie jest to takie łatwe. Dąbrowska wspomina też o czymś takim jak "kryzysy ozdrowieńcze" czyli jakieś dziwne dolegliwości  w stylu ból dawno skręconej stopy, problemy ze snem , ból głowy, ale jakoś miałam farta i nieszczególnie tego doświadczyłam . Być może, przez to , że jadłam ziemniaki xD . Tak naprawdę , tuczenie ziemniakami to mit xD . 100 g gotowanych ziemniaków ma 75 kcal , za to frytki już 150 xD . Więc chodzi tu o stopień przyrządzenia.  Dieta to matematyka . Dąbrowska w drugiej książce opisuje czemu ziemniaki są "złe", ale jakoś mnie to nie przekonuje ;p . Zresztą skoro schudłam 7kg nie mogły siać , aż takiego zła w moim organizmie ;p.

I CO TERAZ DALEJ?

No cóż. Te 7kg to w moim wykonaniu wierzchołek góry lodowej i muszę schudnąć przynajmniej jeszcze raz tyle , żeby wyglądać "OK" . Nie jestem typem , który lubi oszukiwać się, że jest dobrze , kiedy lusterko mówi mi, że nie . Jestem typem realistki i wiem, że niestety przy moim marnym wzroście to w sumie jest guzik. Część ludzi z mojego otoczenia w ogóle tego nie zauważa inni twierdzą, że bardzo schudłam. Ja osobiście mam do siebie .... Neutralny stosunek. Bardzo lubiłam siebie z czasów 52 kg xD . No co.  Choć wtedy uważałam ,że nadal ważę za dużo. Myślę, że w większości my kobiety mamy problem z percepcją samych siebie. Zciełam się, że jestem tłusta jak babka w przychodni powiedziała do mnie "o widzę wczesną ciążę" serio??? O fuck... Potem widziałam już tylko jak wchodzi przede mną mój tłuszcz , a potem ja , wszędzie widziałam celulit, niechciane boczki i tłustą gębę xD  . Nie mogę też uwierzyć, że tak długo ignorowałam symptomy ... Bo kiedy zmienia się palec , na którym trzyma się pierścionek zaręczynowy to chyba coś się świeci nie tak co ?  No i kiedy cyferki na wadze szaleją jak głupie xD . Od miesiąca nie jestem na diecie , ale nie szaleje też z żarciem . Jem normalny obiad , ale kolację raczej lekką. Na słodycze pozwalam sobie w weekendy , też raczej umiarkowanie.  Nie przytyłam ani grama. W dalszej perspektywie mam zamiar włączyć ruch i zobaczymy jak to będzie ;p



Wpis ten powstał w ramach organizowanej przez Michała - Twoje źródło urody  akcji blogersko/vlogerskiej „wspaniały rok” i jest on rozwinięciem tematu miesiąca kwietnia „breakfast to bed”.


W akcji biorą udział inni twórcy a ja zapraszam Cię do nich. Zobacz jak oni piszą na temat tego i innych miesięcy tego wspaniałego roku:
From Asian Beauty with Love ! Seria postów na temat pielęgnacji w stylu Azjatyckim :) WYNIKI ROZDANIA!

From Asian Beauty with Love ! Seria postów na temat pielęgnacji w stylu Azjatyckim :) WYNIKI ROZDANIA!


 

SŁOWEM WSTĘPU:

Ciągle czuję głód wiedzy na temat pielęgnacji w stylu Azjatyckim i ciągle czuję niedosyt. Bardzo boleję też nad tym , że tak mało informacji na jej temat w języku polskim. Sama czytuję zagraniczne blogi oraz posiadam parę pozycji w tej tematyce i chcę się z Wami podzielić informacjami na ten temat.

Jeżeli jakieś informacje tu zawarte nie będą dla Was zrozumiałe , będą zbyt chaotyczne lub będziecie chciały żebym rozwinęła temat - piszcie śmiało :) . Jeżeli również będziecie uważać, że coś napisałam źle - sprostujcie mnie :) Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce :)

Chciałabym dać Wam też coś od siebie - pisałam już w przeszłości posty informacyjne  z tzw. "wiedzą" i na pewno odniosę się do nich tutaj ponownie . Używałam  i używam całkiem sporą ilość Azjatyckich kosmetyków i na pewno znajdą się tu moje osobiste rankingi - zarówno Hello Hittów jak i Hello Kittów :D  . Pamiętajcie jednak , że jeżeli coś sprawdziło się u mnie nie koniecznie sprawdzi się u Was - wszystko w tej tematyce będę opierać na własnych  doświadczeniach - zasada YMMV ( Your Mileage May Vary) czyli po Polsku - to co zadziałało u mnie wcale nie musi sprawdzić się u Ciebie ;p . Nie bójcie się porażającą większość kupiłam sama :D Nie ma co ukrywać jestem kosmetoholiczką i sporą część swojej pensji poświęcam zakupom (NIE)koniecznie niezbędnym rzeczą :D

 

O CZYM BĘDZIE TA SERIA ?

Sama w sumie do końca nie wiem :D  Serio ... serio serio :D zakładając interendo też nie wiedziałam o czym ten blog będzie xD . Wszystko wyklarowało się w praniu :D i myślę, że tu też tak będzie :p . Mam natłok myśli i postaram się jakoś ogarnąć tutaj wszystko choć może być trudno :) . Postaram się Wam nakreślić na chłopski rozum zdobytą przeze mnie wiedzę .


SZUKASZ INFORMACJI O ASIAN BEAUTY? POMOGĘ!

Zacznę od tego , że sama opieram się na wiedzy zdobytej z innych źródeł i macie prawo same się z nimi zapoznać i  uporządkować wiedzę we własnym zakresie i we własny sposób :) Zachęcam do zapoznania się z blogami w języku polskim :

- i hybrydom w języku  polsko-angielskim prowadzonymi przez 2cats in japan i THE KHERBLOG :D

Jeżeli znacie jeszcze jakieś AKTYWNE blogi ,  które polecacie dajcie znać;D

 

 blogi w języku angielskim:
-THE KLOG ( blog prowadzony przez Charlotte Choo i Sokoglam  - polecam zarówno ich kanał na yt)

Kanały YT ( język angielski)
- Meji Musse
- Morgans Beauty Break Down
-Sunnydahye
-Kimdao (zarówno kanał jak i blog kimdaoblog.com)
-Ponys makeup diary

Strony ( niestety tylko po angielsku ;( )


Książki w języku Polskim:
-Sekrety Urody Koreanek ( moją recenzję znajdziecie <TUTAJ!>
- Skóra. Pielęgnacja azjatycka po polsku ( TUTAJ! )
-Japonki nie tyją i się nie starzeją (TUTAJ!)
-Zdrowy jak Japońskie dziecko
-PielęgnacJA

 

Książki w języku angielskim:
-Korean Beauty Secrets  - POLECAM!
-Japanese Skincare Revolution - POLECAM! ( recenzja : TUTAJ! )
-Asian Faces
-The Japanese Way of Beauty
-Asian Beauty

Moim osobistym dramatem jest fakt, że książki Pony niestety , ale są wydawane tylko w języku Koreańskim :(

Tyle na starcie :D .

Jesteście zainteresowane postami w tym temacie ? Może chcecie szczególnie , żebym napisała o czymś koniecznie ? Dajcie znać :D


Na koniec serdecznie pragnę pogratulować, że ostatnie rozdanie z mega paczką Azjatyków wygrała EWELINA - SECRETADDICTION.PL

                                                                     GRATULUJĘ! - poproszę dane do wysyłki na mail: interendo@wp.pl

SKÓRA AZJATYCKA PIELĘGNACJA PO POLSKU - CZY JEST POLSKĄ ODPOWIEDZIĄ NA SEKRETY URODY KOREANEK ?

SKÓRA AZJATYCKA PIELĘGNACJA PO POLSKU - CZY JEST POLSKĄ ODPOWIEDZIĄ NA SEKRETY URODY KOREANEK ?



Nie da się ukryć , że "Sekrety Urody Koreanek" Charlotte Cho odniosło tak ogromny sukces , że ma wielu naśladowców ( no nie powiecie , że "Sekrety Urody Babuszki" nie jest inspiracją pozycji Charoltte ;p ) , dlatego też nie dziwi mnie , że i w Polsce , POLSKA autorka - Barbara Kwiatkowska podjęła rękawicę i stworzyła pozycję "SKÓRA. AZJATYCKA PIELĘGNACJA PO POLSKU" . 

CZEMU NA JEJ WIDOK OSZALAŁAM?

Azjatycka pielęgnacja to mój konik. Uwielbiam , ubóstwiam i wciąż czuję NIEdosyt. Dostęp do tej tematyki w języku polskim jest ... marny. Tak naprawdę po Polsku jest tylko książka Charlotte i na tym koniec. Mam w swoim posiadaniu kilka zagranicznych , ale nadal uważam , że to za mało. Głównym źródłem wiedzy , które polecam w tej tematyce to nadal  blog Azjatycki Cukier <KLIK>, od którego również zaczęła się moja przygoda :) . Dlatego kiedy na insta ( o tak moje ulubione social media :D ) zobaczyłam reklamę wydawnictwa Pascal od razu potuptałam do Empiku dotknąć i zakupić tego świętego Grala :D . Książkę łyknęłam  w jeden dzień i stwierdzam , że ...

NIE WSZYSTKO ZŁOTO CO SIĘ ŚWIECI.



Nie twierdzę, że książka jest ZŁA , uważam  wręcz  , że naprawdę warto ją przeczytać jeżeli chce się poznać PODSTAWY w ogóle pielęgnacji skóry , bo o tym jest tak naprawdę ta książka. Widać w treści , że autorka ma ogólne pojęcie o Azjatyckiej pielęgnacji i podoba jej się ta idea , jednak muszę przyznać, że jest tam wszystko po prostu "liźnięte" i daje mega mglisty zarys wszystkiego o co w tym wszystkim chodzi. Prawdę mówiąc na prawie 300 stron książki , może słowo "layering" użyte było kilka razy , nie wspominając o "double cleansing" . Szukałam również inspiracji w Polskich produktach - wiecie w sensie "polskie zamienniki" , ale jest tu wymieniona ich naprawdę mikro ilość.

CZEGO SIĘ SPODZIEWAŁAM?

Czytałam opisy autorki na stronie Biochemii Urody i wiem, że potrafi tworzyć bardzo wyczerpujące i rzetelne opisy ,  a w książce niestety wszystko było w wersji skróconej - czułam po prostu głód wiedzy , którego nie otrzymałam. Spodziewałam się również, że będzie opisywać Azjatyckie patenty, główne składniki , a także to o czym wspominałam wcześniej - polskie zamienniki . A tu guzik. Prawdę mówiąc spodziewałam się Polskiej Charlotte Cho  xD



CO DOSTAJEMY ?

Nie mogę powiedzieć, że książka jest nie warta uwagi. W sposób przejrzysty , autorka wprowadza ogólnie w kanony pielęgnacji skóry - bardzo podoba mi się rozdział z "filarami pielęgnacji" , jest tu też parę słów o filtrach , ale również mam wrażenie , że temat jest nie do końca wyczerpany. Szata graficzna oczywiście nawiązuje do "Sekretów Urody Koreanek" , ale nie jest niestety ani tak dowcipna , ani  dopracowana . Mimo solidnej zintegrowanej okładki , wewnątrz nie ma kredowego papieru tylko zwykły , a zdjęcia wyglądają jak ściągnięte z internetu. Czyta się książkę łatwo , ale niestety mam wrażenie , że jest mega mechaniczna - jak prezentacja w power poincie . Są oczywiście propozycję programów pielęgnacji , ale czytając miałam wrażenie, że są jak "kopiuj, wklej" .  W mojej opinii słowo "AZJATYCKA" jest po prostu chwytem marketingowym - Asian Beauty jest aktualnie na topie i na pewno zwiększa to sprzedaż :D , bo ostatnio całkiem sporo książek o pielęgnacji skóry.



TO CO MI SIĘ PODOBAŁO?

Autorka już na początku podkreśla , że książka stanowi luźną - jej własną , interpretację Azjatyckiej Pielęgnacji  i to mi się podoba , kobitka była szczera :D . W sposób przejrzysty i skrótowy przedstawia najistotniejsze informacje , które każda z nas powinna znać - polecam szczególnie tym z Was , które dopiero co wchodzą w świat pielęgnacji i chcą po prostu dowiedzieć się od czego zacząć. Sama wyniosłam z tej książki to , że nie ma nic złego w tym , że mamy otwartych kilka różnych preparatów , bo kosmetyki to dieta naszej skóry ( wyobraźcie sobie jakbyście przez 2 miesiące jadły tylko marchewkę... słabo co ;D ) . Uwielbiam nacisk , który kładzie na 4 filary , które każda z nas powinna powtarzać sobie jak mantrę :D ( witamina C + witamina A + kwasy + filtry ) . Pani Basia rozwiała też moje osobiste dylematy na temat różnicy między hydrolatem , a esencją . Miło też , że zaznaczyła jak na opakowaniach oznakowane są substancje WAŻNE , szkoda, że tak mało informacji na temat tych złych ;( .




PODSUMOWUJĄC:

Książka jest dobra , ale nie wybitna. Warta przeczytania i zapoznania się z wszystkim co tam jest , żeby odświeżyć i usystematyzować podstawowe informacje pielęgnacyjne. Jednak zawiedzie się każdy kto szuka informacji na temat Azjatyckiej wersji - baaaaardzo luźna interpretacja , bardziej raczej nawiązanie - JEST , ISTNIEJE i JEST OK .Nie liczcie również na to, że Autorka poda Wam przykładowe Azjatyckie produkty i Polskie zamienniki.  Widać , że autorka ma wiedzę i chcę się nią podzielić , ale robi to jednak zbyt ogólnikowo i pozostawia moją żądzę informacji nadal niespełnioną.  Rozwiewając wszystkich wątpliwości - NIE JEST TO POLSKA ODPOWIEDŹ NA "SEKRETY URODY KOREANEK" , jest to CAŁKIEM ODRĘBNA I INNA POZYCJA.

NIE ŻAŁUJĘ JEDNAK , ŻE JĄ KUPIŁAM!



JAPONKI NIE TYJĄ I SIĘ NIE STARZEJĄ Naomi Moriyama . Japanese is the new black :D

JAPONKI NIE TYJĄ I SIĘ NIE STARZEJĄ Naomi Moriyama . Japanese is the new black :D


Jestem kobietą, która bardzo nie lubi się z gotowaniem. Bardzo za to lubię się z konsumowaniem :D . Ostatnio ku mojej radoszce i ucieszce Azja i Azjatycki styl bycia są na topie. Coraz więcej z nas zaczyna się fascynować "czarami" Azjatek i dzięki temu na nasz rynek zaczynają wchodzić pozycje Azjatyckich poradników urodowo-lifestylowych. 

Szczerze?

Miła odmiana od tych wszystkich lekturek poradniczych , które czytałam do tej pory. Zwłaszcza, że dwie najświeższe pozycje czyli słynne "Sekrety Urody Koreanek" i "Japonki nie tyją i się nie starzeją" poruszają tematykę , która mnie interesuje. O ile "Sekrety urody" są mi bardzo bliskie, to już tematyka "żywieniowa" nie do końca i dlatego książka fascynowała mnie jeszcze bardziej. Jasne każdy jak słyszy Japonia widzi "SUSHI" ( ja akurat jak słyszę SUSHI widzę reklamę 2KC xD , ale to jest raczej wierzchołek góry lodowej i to takiej co rozwaliła Titanica , bo kuchnia domowa to całkiem inna bajka :) 


Zanim nie przeczytałam "Japonki nie tyją ..." miałam  bardzo BLADE pojęcie o kuchni Japońskiej ( aż wstyd się przyznać xD ). Fakt czytałam książkę Hiromi Kawakami "Sensei i miłość" , która niby miała być o miłości między dwojgiem ludzi, a bardziej była o miłości do jedzenia tychże ludzi xD  i opisywano tam znaczne ilości dań, nie wiedziałam jednak ile w to wszystko trzeba wysiłku i jak bardzo kuchnia Japońska jest nam obca. 

Kiedy "Japonki nie tyją.." przywędrowała do mnie powitał mnie telefon od mojej Mamy :
-Patrycja ta książka nie ma ilustracji xD
Chodziło jej o to, że szata graficzna z zewnątrz kojarzyła jej się z "Sekretami urody Koreanek" , która ma zabawne komiksowe rysunki :) 

Wewnątrz jednak powitała mnie  urocza zakładka, która zaraz skradła moje Hello-Kittowe serduszko ( hmm.. ciekawe czemu ? xD Widzicie nawet w "Japonkach..." Hello Kitty miała swój wkład ^^ hahaha xD 

Bardzo również spodobała mi się sentencja "Japanese is the new black" - jestem z tych co jak coś podchwycą to potem chodzą i powtarzają w kółko do znudzenia ( oczywiście otoczenia - nie mojego xD 



Coś z tymi Japonkami jest :)) . Wiecie co to Bimajo? To kobiety NO age ;p , czyli takie który wyglądają na liceum i z przodu i z tyłu :p mimo lat muzeum xD . Ciekawy post na ten temat stworzyła Yuki Nishimura i możecie poczytać na temat makijażu i bimajo na jej blogu . 

Mimo to sekret młodego wyglądu Azjatek to nie tylko kosmetyki <chlip chlip> i NIE jest to też kwestia genów ( żeby było śmiesznie - okazuje się, że na naszej zachodniej diecie tyją w identyczny sposób jak my - przed BigMakiem nie uchroni nic xD ) .

Książka "Japonki nie tyją i się nie starzeją" to takie trochę dziwadło książkowe :D Mówię serio i całkiem obiektywnie. Rozpoczyna się w sposób stricte naukowy i przyznam szczerze, że poczułam się jak w czasie studiów, kiedy to mój "piękny-inaczej xD " umysł musiał przyswoić sobie stado ciężkich informacji ( o tak, jeżeli macie problemy ze snem polecam podręczniki dla studentów medycyny - nie raz nie dwa, pełna entuzjazmu po przeczytaniu kilku stron usypiałam xD) i myślałam, że jeżeli tak dalej będzie to sorry-memory nie dam rady xD  i książkę odstawię. 


Jednak po przeczytaniu bardzo naukowego wstępu wkroczyłam do kulinarnego ogrodu wspomnień Naomi Moriyama i poczułam się... GŁODNA!

Nie czytajcie tej książki z pustym żołądkiem - wspomnienia są tak żywe, że ma się ochotę zjeść książkę w nadziei , że strony smakują choć odrobinę jak to co pisze autorka.

Brnęłam przez kolejne stronnice urzeczona  historią Naomi. Wiecie Japończycy przywiązują ogromną wagę do posiłków - oglądając anime, filmy japońskie lub chociażby czytając mangę jest tam pełno odnośników do JEDZENIA. Wszytko w kuchni Japońskiej ma określoną moc i wagę . Każdy gest , czas , przedmiot ma swoje znaczenie i  pominięcie choćby drobnego szczegółu może zaprzepaścić cały efekt. 

Bardzo obrazowo można zobaczyć to w filmiku Agnieszki Grzelak ( o tak autorka Japana Zjadam :D , gdzie w ramach zadań od fanów miała nauczyć się kuchni Japońskiej :)





Książka Naomi jest świetna. Napisana z początku ciężko, żeby potem móc cieszyć się lekkością wspomnień i dań autorki z ciągłym ślinotokiem :D . Dziwne smakowe konstelacje w banalnym połączeniu są harmonijne jak Jin i Jang pozwalając być Zen organizmowi.

Żałuję jednak, że większość produktów jest jednak szalenie trudno dostępna w Polsce lub jeżeli jest dostępna to NIE sądzę, że ma coś wspólnego z tymi Azjatyckimi. Głównym sekretem dań Japońskich są świeże produkty, które są starannie wybierane  przez gospodynie domowe . Dania owszem są przygotowywane pieczołowicie, ale również to z czego powstają MA ogromne znaczenie.

Książka zafascynowała mnie sobą :) Czytałam ją z ciekawością i interesowały mnie przepisy w niej zawarte choć wiem, że NIE dam rady ich przyrządzić ;p , mimo to wzbogaciła moją wiedzę i jeszcze bardziej zaciągnęła mnie w kierunku Azji :D ( No po prostu muszę posmakować tej kuchni u źródeł!)

Książkę można kupić TUTAJ! ( i to w bardzo korzystnej cenie :)


LIFE IS BETTER WITH THE CAT!
SEKRETY URODY KOREANEK VS JAPOŃSKA REWOLUCJA PIELĘGNACJI SKÓRY Charlotte Choo czy Saeiki Chizu?

SEKRETY URODY KOREANEK VS JAPOŃSKA REWOLUCJA PIELĘGNACJI SKÓRY Charlotte Choo czy Saeiki Chizu?



Tak jak mówiłam kiedyś całe lata świetlne temu ;p pora na porównanie dwóch Azjatyckich pozycji dotyczących pielęgnacji skóry. 

Zacznę od "Sekretów urody Koreanek" Charlotte Cho, bo tę pozycję znacie praktycznie wszyscy ;) . 
Żeby było śmiesznie książka wyszła w okresie kiedy nie byłam za bardzo przy kasie i mocno zwlekałam z zakupem - aż w końcu Inga B. zlitowała się nade mną i sprezentowała mi mój własny egzemplarz ;p . Dlatego przeczytałam z ciekawości po drodze praktycznie każdą recenzję książki, która wpadła mi w ręce. I wiecie co?

Dobrze, że przeczytałam ją sama :D

Książka bardzo mi się podobała :D  Podoba mi się cała historia, którą prezentuje Charlotte , zabawne ilustracje i takie krytyczne spojrzenie na własną osobę . 

Podobały mi się opisy zwyczajów , potraw i wszystkiego co Charlotte uznała za stosowne, żeby przedstawić czytelnikowi. 

Mój ulubiony rozdział? Ten o filtrach przeciwsłonecznych. Chłonęłam też jak gąbka informacje na temat popularnych firm kosmetycznych w Korei oraz produkty, które polecała Charlotte :D ( tak na przyszłość xD hihi


Charlotte przedstawia koreański świat kosmetyczny bardzo konsumpcyjnie - podkreśla, że dla Koreanek coś takiego jak wierność jednej marce NIE istnieje , a trendy w pielęgnacji zmieniają się z prędkością światła - tak jak i produkty . Ciągle prezentowane są nowe składniki "na topie" im dziwniej tym lepiej :D. W końcu Korea jest najbardziej dynamicznie rozwijającym się rynkiem kosmetycznym.

Pielęgnacja i bycie Ulzzang ( Piękni Ludzie) jest tam bardzo silne i zakorzenione już od dziecka, kontynuowane jako rodzinne tradycje ( tak jak spa-łaźnie - swoją drogą szkoda, że u nas czegoś takiego nie ma :D , egzotyczne ( dla nas ) tradycyjne posiłki.

Czytając miałam trochę wrażenie , że najważniejsze jest żeby mieć kosmetyków dużo i trzymać się określonego schematu ich dawkowania :p ( tak tak słynna 10-etapowa pielęgnacja moi mili państwo :D lub wręcz bezustannie wypróbowywać nowych  innych, jeszcze lepszych. 

Harder, better, faster, stronger....



Chizu Saeki prezentuje trochę inny punkt widzenia w tematyce pielęgnacji. Chizu przez lata pracowała dla wysokopółkowych marek - Dior, Chanel itp. zna przemysł kosmetyczny od podszewki i wbrew pozoru nie stawia na marki luksusowe.

Dla Chizu najważniejsze jest.... Slow motion :D

To znaczy uważa, że odrobina czasu poświęcona swojej skórze może zdziałać cuda. Dla niej nie są najważniejsze produkty , ale to JAK ZOSTANĄ ZAAPLIKOWANE. Masaż , odpowiednie ruchy, nacisk na skórę , kierunek palców - to wszystko jest bardzo ważne. 

Ruchy palców mają zmniejszać napięcie mięśniowe, ułatwiać przepływ krwi i odpływ limfy , dzięki czemu skóra ma być lepiej dotleniona i chroniona przed obrzękami oraz nieestetycznymi zmarszczkami.

Chizu uczy kobiety jak być samowystarczającymi  Zosiami Samosiami - Spa można mieć zawsze ze sobą w swoich rękach :D ( umiesz liczyć licz na siebie)

Pierwszy rozdział trochę przypomina ten Sekrety Urody Koreanek , bo Chizu opisuje podstawowe produkty, które powinny być wykorzystywane w codziennej pielęgnacji - na zdjęciach są "przykładowe", które można użyć - akurat wyglądały bardzo zachodnio ( estee lauder, clinique, nars , bobby brown) co szczerze mówiąc średnio mi się podobało, bo na pierwsze słowa rozdziału mówią, że Chizu nie stawia na marki selektywne xD, ze względu na to , że ciężko być im wiernymi ze względu na cenę i dostępność... Srsly? Estee Lauder nie jest wysokopółkowa? O mamo....

Później książka bardziej mi się podoba ze względu na to , że Saeki stawia na  masaże opisując wszystkie techniki ze zdjęciami krok po kroku , przedstawia odpowiednie techniki nakładania produktów , aby wzmocnić ich działanie  i pokazuje też jak stworzyć własnego mask sheeta . 

Chizu przekonuje kobiety, że wszystko to co robimy pracuje na przyszłe wersje "nas" , bo komórki organizmu odnawiają się co 3 miesiące i praktycznie po tym okresie jesteśmy już "nowe my" - zarówno w tę lepszą jak i gorszą stronę.

Swoją drogą mam wrażenie , że to prawda jak się nad tym zastanowić - zauważyłyście, że najbardziej spektakularne "metamorfozy" zajmują właśnie tyle czasu?


Obie książki podobają mi się i każda z innej przyczyny. Charlotte napisała wszystko z perspektywy mojej rówieśniczki, dziewczyny, która przedstawia swój punkt widzenia i prezentuje swoją wizję świata. Podobał mi się jej styl pisania i prezentacji , a także to , że wszystko ujęła bardzo zgrabnie i nawet ktoś kto nigdy nie miał styczności z Azjatycką pielęgnacją nie będzie mieć problemu z przyswojeniem sobie tej wiedzy.  Zgadzam się z jedną opinią, że nie wszystkie tematy zostały do końca wyczerpane i książka prosiłaby się jeszcze o kontynuację.

Książkę Chizu Saeki Berdever wysłała mi w prezencie urodzinowym ( bo w sumie bardzooo chciałam ją dostać <3 . I bardziej powiedziałabym, że ta książka to level hard pielęgnacji. Autorka od dawna nie jest dziewczyną i opisuje wszystko z pozycji kobiety dojrzałej , która techniki pielęgnacji wypracowała sobie sama . Język nie jest już taki lekki , bardziej rzeczowy i stonowany , czuć przebijającą się przez niego mądrość życiową i doświadczenie. Książka choć o połowę cieńsza zawiera więcej rzeczowych faktów i odnośników do "naukowych faktów" . Tematyka masażu jest opisywana bardzo szczegółowo i zwięźle co nie daje uczucia znużenia.

Szczerze? Chcę jeszcze .... :D Widziałam u Azjatyckiego Cukru na filmiku książkę makijażową Pony <3 ( o mamo chcęęęę!!! )

Jeżeli macie coś jeszcze ciekawego do polecenia w tej tematyce dawajcie śmiało :D


LIFE IS BETTER WITH THE CAT!
"BEAUTIFUL LIE" GABRIELLA BROWN bardziej znana jako EMILY B. parę słów o książce :)

"BEAUTIFUL LIE" GABRIELLA BROWN bardziej znana jako EMILY B. parę słów o książce :)


"Ty trzymasz swój świat w ręce i ja trzymam swój" 
- Andrzej Pilipiuk "oko jelenia"

Jak to jest z tym  swoim światem powiedzcie mi? Niektórzy z nas mają swój świat ,a jakże - tylko nie chcą się przyznać, że go mają i kłębi się gdzieś tam głęboko w naszej głowie i nie wypływa na światło dzienne. Są tacy, których głównym zainteresowaniem są "dyskoteki i chopaki, ale najważniejsza jest nauka xD " . Są też osoby, które mają odwagę przekuć swoją wyobraźnię na papier, tak żeby żyła i żeby każdy mógł żyć życiem głównych bohaterów i móc w  niego się zanurzyć i poczuć go na własnej skórze.  Taką właśnie osobą jest:

Emily B. z bloga my-dream-about-australia  , która napisała książkę "Beautiful lie" :) , Książkę, którą na razie przeczytały poza nią 2 osoby - JA i Katherine Parker ( która btw jest współautorką książki ;p więc w sumie się NIE liczy ;p )  - jej recenzję możecie przeczytać TU!  . Emili początkowo odsłaniała swoją książkę na blogu , który specjalnie stworzyła w tym celu - Beautiful lie , ale niestety z powodu małego zainteresowania ( noooo jak toooo a JAAAA!!! ) zaprzestała dalszą publikację ;(. Jak dla mnie trochę za szybko się poddała ;( , choć jak każda matka kocha swoje twórcze dziecko i na moją prośbę wysłała mi całą książkę w pdfie na maila :). 

Dzieło ma ponad 700 stron. Wiecie ile czytałam ? 2 dni - w wigilię i pierwsze święto :) tak mnie wciągnęło :D

Szczerze mówiąc trzymam mocno kciuki, żeby więcej z Was ją poznało i pokochało :) Sam fakt, że autorka jest ZWYKŁĄ dziewczyną jest już bardzo interesujący , a co dopiero jak poznacie książkę i jej bohaterów :) 

To jest oczywiście książka o MIŁOŚCI  i to tej od pierwszego wejrzenia :) . Lubię od czasu do czasu przeczytać takie historię, bo wtedy jakoś mam wrażenie, że świat dookoła jest lepszy, piękniejszy :) . Jak łatwo się domyślić ta miłość kiełkowała i rosła w siłę , tylko była jakby to powiedzieć... Uwięziona pod betonem i musiała przebić asfalt, żeby jak tsunami pochłonąć bohaterów :) 

Nie myślcie , że to jest jakieś tam harlequinowe romansidło ( NIE spodziewajcie 50 twarzy Grey'a ;p)! Książka ma głębszy sens  - mówi o pasji  i poświęceniu, a także o tym, że czasem jedna z pozoru "niebezpieczna" decyzja może wprowadzić nas wreszcie na odpowiednie tory :) . Jeżeli mieliście do czynienia kiedykolwiek z książkami Emily Giffin ( autorka książek: "coś niebieskiego", "coś pożyczonego" ) 

Bardzo mocnym i nietypowym punktem książki jest pasja głównej bohaterki - pamiętacie taki film "twister" ? gdzie grupa "świrów" ganiała za tornadami? Jane Anderson ( tak nazywa się główna bohaterka) jest meteorologiem i badaczką anomalii pogodowych, ale z powodów osobistych (psychopatyczny chłopak ) z dnia na dzień rzuca swoją pracę, zabiera swoje "zabawki" i zwiewa ... Sama nie wie gdzie... Traf chciał, że samochód rozwalił jej się pod pewną remizą strażacką :D , która później staje się jej drugim domem :D ( nooo takkk główny bohater jest STRAŻAKIEM ( ale nie w stylu "strażak SAM" :D . Żeby życie nie było usłane różami, ma oczywiście dziewczynę - plastikową-nadzianą-lalę , która w sumie jest zepsuta do szpiku kości...


Trzeba przyznać, że Emily wiedziała o czym pisze i wszystkie szczegóły "pogodowe" i "strażackie" są napisane w bardzo szczegółowy i przejrzysty sposób ( na szczęście jest cała masa przypisów autora ) do tego wszystko jest naprawdę ciekawe i wciągające tak , że na koniec chciałaby się powiedzieć "CHCĘ JESZCZE!" .

Książka mimo swojej obszerności zakończyła się w sposób CDN :D ( co mnie to wkurzyło ;p bo chciałam jeszczeeee a tu koniec ;p zwłaszcza, że autorka jest w trakcie pisania następnej części czego oczekuję jak karpia w Lidlu na święta ;p bo dla mnie to będzie PREMIERA ROKU 2016 !

Emily czekam na tą książkę! 

Twoja wierna FANKA :*** 


Zapraszam Was do przeczytania BEAUTIFUL LIE! ( być może Emily zlituje się i wznowi pisanie ! ;p na co bardzo liczę :D


DERMO FUTURE PRECISION ZESTAW PREZENTOWY REGENERUJĄCA KURACJA Z WITAMINĄ C i PŁYN DO DEMAKIJAŻU Z MICELAMI WITAMIN

DERMO FUTURE PRECISION ZESTAW PREZENTOWY REGENERUJĄCA KURACJA Z WITAMINĄ C i PŁYN DO DEMAKIJAŻU Z MICELAMI WITAMIN


Jakiś czas temu dzięki Michałowi - autorowi bloga Twoje Źródło Urody w moje łapki Hello Kitty trafił pewien uroczy zestawik prezentowy " TWÓJ ZESTAW DLA PIĘKNEJ SKÓRY" firmy Dermo Future Precision :) . 

W skład zestawu wchodzą: Regenerująca Kuracja z Witaminą C 20ml i Płyn do demakijażu z micelami witamin 150ml opakowane w uroczą czerwoną kosmetyczkę ( idealną na święta i pod kolor Mikołajowego Ubranka :D


Powiem Wam, że gdy tylko do mnie trafił wzbudził moje "Ochy" i "Achy" już właśnie tą kosmetyczką, bo bardzo lubię tego typu "prezenty" ( Hello Kitty lubi ładne opakowania Mrau....), oprócz tego zawartość idealnie wpisuje się w moją pielęgnację i z chęcią będzie mi towarzyszyć w czasie wyjazdów.


Płyn micelarny przede wszystkim zaskoczył mnie na plus tym, że wewnątrz pływają " niebieskie kulki" , które po potrząśnięciu przypominają mi śnieżek :D - nic tylko lepić bałwanka :D . Kulki nie są "twarde" po nasączeniu wacika rozpuszczają się są absolutnie niewyczuwalne i nie drażniące dla oka:)


Płyn jest bardzo przyjazny dla wrażliwej okolicy oka - nie powoduje przede wszystkim łzawienia i obrazu "mgły" w czasie używania ( nawet jak trochę dostało mi się do oka to nie oślepłam), a dla mnie jest to najistotniejsze w tego typu preparatach. Do tego bardzo dobrze radzi sobie z usuwaniem makijażu , a także ma przyjemny nieco kremowy zapach. Ma praktyczne zamykane na <klik> opakowanie i ładną minimalistyczną szatę graficzną.



Regenerująca Kuracja z Witaminą C należy do mojego ulubionego rodzaju kosmetyków a więc zawierających witaminę C ( w czystej postaci) w bardzo dużym, bo aż 30% stężeniu. Jest to najwyższe dostępne stężenie na rynku. Jak wiecie witamina C jest bardzo niestabilna i wyższe stężenia po prostu się rozpadają. W INCI Ascorbic Acid jest na 2 pozycji zaraz po wodzie czyli BARDZO WYSOKO! Inną zaletą jest oczywiście obecność kwasu hialuronowego ( nic tak dobrze nie nawilża skóry jak on) oraz wybielającej Arbutyny.


Preparat otrzymujemy w nieprzezroczystej buteleczce z ciemnego szkła - witamina C rozpada się pod wpływem światła, ciemne szkło chroni jej stabilność. Pipetka nie przecieka i nabiera odpowiednią ilość substancji. 20ml jest to odpowiednia objętość, żeby zmieścić się w czasie kiedy witamina C ulegnie rozpadowi. Pamiętajcie też, że tego typu preparaty "z czystą" postacią witaminy C powinny być trzymane w lodówce - zimno chroni przed rozpadem.


Kuracja ma lekką wodnisto-olejową przezroczystą konsystencję , która bardzo dobrze i szybko wchłania się bez uczucia ściągnięcia . Bardzo polubiłam ten produkt ze względu na to, że nie zostawia tłustego filmu na twarzy, ani nie podrażnia mi skóry. Skóra jest przyjemnie "odświeżona". Stosuję różnego rodzaju preparaty z witaminą C od dłuższego czasu - różnego rodzaju pochodne i stężenia i z czystym sercem mogę powiedzieć, że DZIAŁAJĄ rozjaśniająco na przebarwienia - nie tylko te potrądzikowe, ale również naturalne znamiona ( mam takie na policzku, które dzięki preparatom z witaminą C znacząco uległo rozjaśnieniu) . 


Możecie też być pewne, że witamina C działa korzystnie nie tylko na tej płaszczyźnie ale wielopoziomowo- wzmacnia nawet działanie filtrów zawartych w kremach BB , regeneruje witaminę E , wchodzi w skład syntezy kolagenu i mechanizmów odpornościowych organizmu i wiele innych.


Dużym jej plusem jest to, że witamina C ulega magazynowaniu w głąb naskórka i po "nasyceniu" nie trzeba stosować jej ciągle - polecam stosowanie na początek codziennie rano pod makijaż i wieczorem przed snem. Potem możemy stosować co drugi dzień rano pod makijaż - Kuracja Dermo Future dzięki szybkiemu wchłanianiu i lekkiej konsystencji jest idealna pod makijaż :) - nie roluje go i nie przyspiesza świecenia.

Za jakiś czas zrobię dla Was posta z przeglądem moich "witaminowych" preparatów , bo stosowałam już kilka ( AVA, It's SKIN VC, NOREL, SIDMOOL) .


Podsumowując: Uważam, że każda kobieta dbająca o siebie bardzo by się ucieszyła z takiego prezentu :) - ja cieszyłam się jak dziecko :D Kosmetyczka jest stosunkowo pojemna i nawet po zużyciu zawartości będzie mi jeszcze towarzyszyć przez długiiii czas :) - jest w kształcie takiego kuferka z rączką więc właśnie będą w niej podróżować wszelkie sera i ampułki ^^. Kuracja z witaminą C już zdobyła moje serce - właśnie przez wzgląd na wysoką zawartość Ascobric Acid 30% witaminy młodości <3 . Płyn do demakijażu jest dla mnie nie tylko praktyczny ale i uroczy :D Wiecie jestem wrażliwa na takie "słodkie" innowacje jak "śnieżek po potrząśnięciu" zwłaszcza, że "Coraz bliżej Święta , coraz bliżej Święta" :D . W sklepie Dermo Future widziałam także wiele innych ciekawych preparatów, które za pewne staną się "moimi" ofiarami ;p - bardzo ciekawi mnie zestaw z mezzorollerem , kuracja z kwasem hialuronowym ( preparaty z hialuronem jak wiecie to moja druga miłość po wit. C ;p ) i uwaga coś czego jeszcze nie widziałam : kuracja z nanopeptydami i komórkami macierzystymi hmmm.... brzmi interesująco ^^).


Wszystkie produkty Dermo Future Precision są dostępne TU!
Zapraszam Was na bloga Michała Twoje Źródło Urody oraz FB - Michał organizuje bardzo interesujące warsztaty dla blogerek oraz akcje "testowania" , ponadto jego blog faktycznie jest "źródłem urody" i inspiracji :)


Copyright © 2016 interendo , Blogger