SKÓRA AZJATYCKA PIELĘGNACJA PO POLSKU - CZY JEST POLSKĄ ODPOWIEDZIĄ NA SEKRETY URODY KOREANEK ?
Nie da się ukryć , że "Sekrety Urody Koreanek" Charlotte Cho odniosło tak ogromny sukces , że ma wielu naśladowców ( no nie powiecie , że "Sekrety Urody Babuszki" nie jest inspiracją pozycji Charoltte ;p ) , dlatego też nie dziwi mnie , że i w Polsce , POLSKA autorka - Barbara Kwiatkowska podjęła rękawicę i stworzyła pozycję "SKÓRA. AZJATYCKA PIELĘGNACJA PO POLSKU" .
CZEMU NA JEJ WIDOK OSZALAŁAM?
Azjatycka pielęgnacja to mój konik. Uwielbiam , ubóstwiam i wciąż czuję NIEdosyt. Dostęp do tej tematyki w języku polskim jest ... marny. Tak naprawdę po Polsku jest tylko książka Charlotte i na tym koniec. Mam w swoim posiadaniu kilka zagranicznych , ale nadal uważam , że to za mało. Głównym źródłem wiedzy , które polecam w tej tematyce to nadal blog Azjatycki Cukier <KLIK>, od którego również zaczęła się moja przygoda :) . Dlatego kiedy na insta ( o tak moje ulubione social media :D ) zobaczyłam reklamę wydawnictwa Pascal od razu potuptałam do Empiku dotknąć i zakupić tego świętego Grala :D . Książkę łyknęłam w jeden dzień i stwierdzam , że ...
Nie twierdzę, że książka jest ZŁA , uważam wręcz , że naprawdę warto ją przeczytać jeżeli chce się poznać PODSTAWY w ogóle pielęgnacji skóry , bo o tym jest tak naprawdę ta książka. Widać w treści , że autorka ma ogólne pojęcie o Azjatyckiej pielęgnacji i podoba jej się ta idea , jednak muszę przyznać, że jest tam wszystko po prostu "liźnięte" i daje mega mglisty zarys wszystkiego o co w tym wszystkim chodzi. Prawdę mówiąc na prawie 300 stron książki , może słowo "layering" użyte było kilka razy , nie wspominając o "double cleansing" . Szukałam również inspiracji w Polskich produktach - wiecie w sensie "polskie zamienniki" , ale jest tu wymieniona ich naprawdę mikro ilość.
CZEGO SIĘ SPODZIEWAŁAM?
Czytałam opisy autorki na stronie Biochemii Urody i wiem, że potrafi tworzyć bardzo wyczerpujące i rzetelne opisy , a w książce niestety wszystko było w wersji skróconej - czułam po prostu głód wiedzy , którego nie otrzymałam. Spodziewałam się również, że będzie opisywać Azjatyckie patenty, główne składniki , a także to o czym wspominałam wcześniej - polskie zamienniki . A tu guzik. Prawdę mówiąc spodziewałam się Polskiej Charlotte Cho xD
CO DOSTAJEMY ?
Nie mogę powiedzieć, że książka jest nie warta uwagi. W sposób przejrzysty , autorka wprowadza ogólnie w kanony pielęgnacji skóry - bardzo podoba mi się rozdział z "filarami pielęgnacji" , jest tu też parę słów o filtrach , ale również mam wrażenie , że temat jest nie do końca wyczerpany. Szata graficzna oczywiście nawiązuje do "Sekretów Urody Koreanek" , ale nie jest niestety ani tak dowcipna , ani dopracowana . Mimo solidnej zintegrowanej okładki , wewnątrz nie ma kredowego papieru tylko zwykły , a zdjęcia wyglądają jak ściągnięte z internetu. Czyta się książkę łatwo , ale niestety mam wrażenie , że jest mega mechaniczna - jak prezentacja w power poincie . Są oczywiście propozycję programów pielęgnacji , ale czytając miałam wrażenie, że są jak "kopiuj, wklej" . W mojej opinii słowo "AZJATYCKA" jest po prostu chwytem marketingowym - Asian Beauty jest aktualnie na topie i na pewno zwiększa to sprzedaż :D , bo ostatnio całkiem sporo książek o pielęgnacji skóry.
TO CO MI SIĘ PODOBAŁO?
Autorka już na początku podkreśla , że książka stanowi luźną - jej własną , interpretację Azjatyckiej Pielęgnacji i to mi się podoba , kobitka była szczera :D . W sposób przejrzysty i skrótowy przedstawia najistotniejsze informacje , które każda z nas powinna znać - polecam szczególnie tym z Was , które dopiero co wchodzą w świat pielęgnacji i chcą po prostu dowiedzieć się od czego zacząć. Sama wyniosłam z tej książki to , że nie ma nic złego w tym , że mamy otwartych kilka różnych preparatów , bo kosmetyki to dieta naszej skóry ( wyobraźcie sobie jakbyście przez 2 miesiące jadły tylko marchewkę... słabo co ;D ) . Uwielbiam nacisk , który kładzie na 4 filary , które każda z nas powinna powtarzać sobie jak mantrę :D ( witamina C + witamina A + kwasy + filtry ) . Pani Basia rozwiała też moje osobiste dylematy na temat różnicy między hydrolatem , a esencją . Miło też , że zaznaczyła jak na opakowaniach oznakowane są substancje WAŻNE , szkoda, że tak mało informacji na temat tych złych ;( .
PODSUMOWUJĄC:
Książka jest dobra , ale nie wybitna. Warta przeczytania i zapoznania się z wszystkim co tam jest , żeby odświeżyć i usystematyzować podstawowe informacje pielęgnacyjne. Jednak zawiedzie się każdy kto szuka informacji na temat Azjatyckiej wersji - baaaaardzo luźna interpretacja , bardziej raczej nawiązanie - JEST , ISTNIEJE i JEST OK .Nie liczcie również na to, że Autorka poda Wam przykładowe Azjatyckie produkty i Polskie zamienniki. Widać , że autorka ma wiedzę i chcę się nią podzielić , ale robi to jednak zbyt ogólnikowo i pozostawia moją żądzę informacji nadal niespełnioną. Rozwiewając wszystkich wątpliwości - NIE JEST TO POLSKA ODPOWIEDŹ NA "SEKRETY URODY KOREANEK" , jest to CAŁKIEM ODRĘBNA I INNA POZYCJA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz